#1 2011-11-21 16:18:24

Olimpius

Administrator

Zarejestrowany: 2011-10-29
Posty: 25
Punktów :   

Prolog

Calisto właśnie wkraczała do dotkniętej zniszczeniami sali  audiencyjnej swojej protegowanej. Przestąpiła zręcznie sporej wielkości kamień, który niegdyś stanowił fragment sklepienia zimnej komnaty i omiotła wzrokiem pomieszczenie. Osmolone resztki sufitu i rozerwane na strzępy dwa drowie ciała to skutek jednego z dobrze jej znanych zaklęć, natomiast podziurawione w wielu miejscach ściany z całą pewnością zawdzięczały swój wygląd ratującym się przed zagładą Ankhegom. Na środku sali dwóch Durgearów pospiesznie usuwało gruz głośno przy tym przeklinając, podczas gdy trzeci rozwijał tam stary skosmacony dywan. Ciężko było stwierdzić czy w pomieszczeniu były jakiekolwiek meble. Liczne drzazgi mogły być zarówno krzesłem jak i pozostałościami po drzewcu broni. W końcu to tutaj miało miejsce finałowe starcie.
             Calisto stanęła na przypalonym dywanie i uderzyła lagą w podłogę. Nieco stłumiony dźwięk dotarł do uszu posłusznych krasnoludów, które jak na komendę stanęły na baczność z utkwionym w magini wzrokiem.
             - Przynieś worek z rzeczami. – Z ust czarodziejki wydobył się dziewczęcy głos idealnie pasujący do jej urody. Owalna twarz z dużymi brązowymi oczyma, zadartym nosem i wydatnymi ustami tworzyły swoistą harmonię piękna i wdzięku. Blond włosy upięła niebieską spinką w koński ogon, co dodatkowo podkreśliło kształt jej twarzy. Pomimo młodego wieku, natura obdarzyła ją niespotykanym wśród rówieśniczek ciałem: Mocno przylegające fioletowo-niebieskie spodnie opinały zgrabne uda i jędrne pośladki a skrojona szata odsłaniała proste ramiona i gładki dekolt. W organizacji „Astralne Więzienie” otrzymała nawet przydomek Śmiertelne Piękno.

http://www.freakygaming.com/gallery/game_art/guild_wars/female_mage.jpg


                   
             Jeden z Durgearów pospiesznie pobiegł w kąt sali i przesunął kopniakiem przepołowione cielsko Ankhega. Sięgnął po szary wór i dwoma susami był z powrotem koło Calisto. Złożył powoli torbę u jej stóp, po czym cofnął się o krok w oczekiwaniu na dalsze polecenia. Zaklinaczka uniosła lagę, zwieńczoną bryłą drewna do złudzenia przypominającą serce, i otworzyła jej końcem tobołek.
             - Wracajcie do swoich zajęć. - Rozkazała i uklękła na dywanie.
             Zanurzyła dłoń w czeluściach torby i wyjęła pierwszą rzecz jaką zdołała złapać. Była to podłużna buteleczka z resztkami jakiejś cieczy na dnie. Smutny uśmiech zawitał na ustach Calisto. „Nawet mikstury nie są w stanie uratować cię od śmierci gdy jest ona w przewadze”.
Później kolejno wyjmowała zwoje z użytymi zaklęciami, flakony, groty strzał, święty symbol Pajęczej Królowej i w końcu zalakowaną wiadomość. Pieczęć zabezpieczająca pismo była czarna a znak na plombie przedstawiał dotkniętą zgnilizną dłoń.
             Zaklinaczka zmarszczyła brwi. Przybyła tutaj trzy dni temu, żeby ustalić dlaczego jej protegowana nie zdaje raportów do głównej siedziby. Wężowa Puszcza znajdowała się blisko głównego garnizonu wojsk Amn i należało spodziewać się ich wrogiej reakcji. Nietrudno bowiem dostrzec kolosalny baldachim utkany z pajęczej sieci, a plotki o demonie-słoniu ciężko zignorować lokalnym władzom. Jednak to, co się tutaj wydarzyło nie miało nic wspólnego z wojskami Amn. Drowy to zaciekli wojownicy i fanatyczni kapłani więc ciał ludzi powinno być przynajmniej dwa razy więcej niż elfich. Wśród nieboszczyków, Calisto znalazła Drowy, Svifnerblee, Ankhegi, Maelefanta z odrąbaną głową i jednego człowieka który, po dokładnym zidentyfikowaniu ciała, okazał się być jeźdźcem Ankhega. Nie ulega wątpliwości, że w dużej mierze, cała ta rzeź jest zasługą monstrualnego Allipa, przetrzymywanego tutaj na jej polecenie, tyle że sam z klatki nie uciekł. Ktoś mu w tym musiał pomóc.
             Magini przełamała pieczęć i przeczytała głośno słowa zapisane cuchnącą krwią:

„Wiem kto to zrobił. Wiem gdzie ich znaleźć.”



Na jej twarzy pojawił się tajemniczy uśmiech. Jeśli to prawda, to plan jej Mistrza wciąż może się powieść, a zabójców Panienki spotka zasłużona kara.

………….……………………………………………………………………………………


   

http://4.bp.blogspot.com/-7BJOl3s6TuU/TnEGPz7Es0I/AAAAAAAAAs0/64dtMWv-QWc/s1600/Waterdeep.jpg



    Waterdeep to chyba największa  kosmopolityczna siła Faerunu. Czerpie korzyści z doskonałej przystani, mądrych rządów, ducha tolerancji oraz potężnej magicznej tradycji, dzięki której dobrzy czarodzieje zwykle pokonują złych. W Waterdeep żyje przynajmniej jeden przedstawiciel niemal każdej rasy, frakcji czy kultury, i zachowuje odrębność, przystosowując się jednocześnie do miejscowych zwyczajów, gdyż miasto działa niczym jubiler szlifujący klejnoty i wygładzający szorstkie krawędzie tak, by jaśniały jeszcze bardziej.
    Przydomku, który przylgnął do Waterdeep – Miasto Wspaniałości – nikt nigdy nie śmie wymawiać z sarkazmem. Faeruńczycy wiedzą, że miejsce to jest naprawdę wspaniałe i że wieść tu można życie jeśli nie lepsze, to przynajmniej bardziej niezwykłe. Może dlatego trudno wskazać jakąś wadę mieszkańców Waterdeep. Jeżeli już, to chyba warto wspomnieć o ich skłonności do przyjmowania, że nie ma nic nowego pod słońcem, oraz fakt, iż uznają sumę ludzkich oraz nie-ludzkich doświadczeń jako swe potencjalne dziedzictwo kulturowe. Niemniej jednak trudno to uznać za wadę, która zawsze prowadzi do złego.




    „Morska  dziwka” zawsze była zatłoczona przez korsarzy, samozwańczych kapitanów i żeglujących handlarzy. Bez względu na to, czy jest dzień, czy noc, karczmarz Trun, oraz jego lichej urody kelnerki, mieli ręce pełne roboty a i ten wieczór nie stanowił wyjątku. Taką frekwencję, „Morska dziwka”, zawdzięcza głównie temu, że jest statkiem i ewentualna ewakuacja przed Gwardią Miejską może się odbywać nie tylko lądem, ale również drogą morską. Trun świetnie wiedział co robi, gdy kupował ten żaglowiec z uszkodzonym sterem i pękniętym masztem. Interes kręci się już od ładnych paru lat a największa awantura skończyła się tutaj jedynie dwoma trupami, które szybko zostały ukryte na dnie morza dzięki zadowolonym z obsługi korsarzom.
    -  Dwa „Złote wodorosty”! - Ryknęła stojąca nieopodal baru kelnerka. Trun odłożył szklanicę, którą właśnie czyścił i sięgnął ręką po beczułkę. Sam nie zmusiłby się do wypicia takiego cierpkiego piwa z domieszką wody morskiej ale ktoś, kto pływał tygodniami po wodach traktował ten trunek jak Wino Grzybowe.
            Przeciskając się między spoconymi i podpitymi mężczyznami Miranda znalazła się przy barze. Szybkim ruchem ręki ściągnęła oba kufle z zielonkawą cieczą i rozpychając się łokciami podeszła z powrotem do klientów.
    - Wygląda jak ryba. - Stwierdził cicho Trun, gapiąc się na jej odsłonięte plecy.
    - Nie zaprzeczam. Ale dzięki temu ma małe powodzenie i bez problemu realizuje zamówienia.
    Szynkarz przekręcił głowę i parsknął śmiechem. Pierwszą rzeczą jaką zobaczył był szpiczasty, fioletowy kapelusz z posrebrzaną klamrą i wytartym paskiem u nasady stożkowej części tiary. Pod nakryciem głowy szczerzył zęby gnom, wciąż wodzący wzrokiem za porównaną do morskiego stworzenia kelnerką. Skóra na jego lewym policzku musiała zostać potraktowana ogniem lub kwasem,  bo wyglądała jak przerzuty przez goblina, kawał surowego mięsa. Szata przepasana czarnym sznurem sięgała mu do kostek odsłaniając jedynie, zdawałoby się, metalowe buty, odbijające światło świec i lamp oliwnych.
    - Szukam Kapitana Breda. – Powiedział krótko gnom zanim karczmarz zdążył się nadziwić widokiem kogoś takiego jak on w jego pijalni.
    -  Jeśli Bred poprosi o jakiegoś błazna, to z całą pewnością po ciebie pośle. Jak widzisz jestem cholernie zajęty komentowaniem wyglądu mojego personelu, więc pozwolisz karle, że albo coś zamówisz, albo po prostu wyjdziesz. Nie wszyscy lubią gdy się o nich pyta, a już na pewno nie zdzierżyliby faktu, że zawraca się im głowę „małymi powodami”.
    Zadowolony ze swojej prowokacyjnej i rasistowskiej mowy, Trun powrócił do szorowania naczynia. Gnom jednak zdawał się niewzruszony taką odpowiedzią i wciąż z uśmiechem na ustach stał przy, ciut wyższym od niego, barze.
    - Nie mam czasu na takich udawanych bohaterów jak ty. Mam nadzieję, że to co teraz powiem przemówi ci do rozsądku, bo się spieszę. Jeśli zaraz nie otrzymam zadowalającej odpowiedzi, to Lady Mhair Szeltune podniesie ceny każdemu, kto chodź na chwilę przestąpił i przestąpi próg tej ledwo unoszącej się na wodzie łajby. Zakon Czujnych Magów i Obrońców postara się również aby wszyscy twoi goście, którzy będą chcieli skorzystać z naszych usług, dowiedzieli się przez kogo marża podniosła się, aż o trzysta procent, a to z kolei nie wróży za dobrze tobie i twojemu burdelowi, który trafnie nazwałeś „Morska Dziwka”. Pytam po raz drugi i ostatni: Gdzie znajdę Kapitana Breda?
    Karczmarz zastygł w bezruchu już na samo „Lady Mhair”. Trun świetnie widział, że jeśli ceny w Wieży Zakonu, które i tak są wysokie, pójdą w górę i na jaw wyjdzie, że to jego sprawka, to przybywający z odległych miejsc, wszelkiej maści handlarze magicznymi przedmiotami, tak go znienawidzą, że cieszyłby się każdym przeżytym dniem w tej norze. Gnom zamrugał niecierpliwie postukując przy tym metalowym obcasem. Pomimo gwaru stukot był świetnie słyszalny i momentalnie wytrącił szynkarza z przemyśleń.
    - O tej porze powinien być na pokładzie.
    - Widzisz? To nie było takie trudne, prawda? – Gnom wsunął rękę pod szatę i po chwili wyjął złotą monetę, którą położył pod nosem Truna. – Masz. Kup sobie za to jakiegoś grzańca, bo nieco pobladłeś.

    Kapitan Bred stał oparty o reling, rozkoszując się zielem fajkowym z Amn. Gęste blond włosy wesoło unosiły się i opadały, targane letnim wiatrem. Wieczorna bryza w Dzielnicy Portowej Waterdeep jest jedną z trzech rzeczy, których zawsze najbardziej brakuje mu podczas morskich podróży. Pierwszą są gorące Calimshańskie kobiety, drugą wspomniana wcześniej bryza Waterdeep, a trzecią z nich jest po prostu szczęście. Ostatni jego rejs z powodu kilkudniowego szkwału trwał cztery dekadnie – o około piętnaście dni za długo. W wyniku upału i błyskawicznie znikającej wody pitnej, czterech ludzi zmarło z odwodnienia zanim dobili do jakiegoś portu. Innym razem, kilka rejsów wstecz, wioząc cenny ładunek, załoga „Widmowej Łodzi” natrafiła na kolonie Sahuaginów. Towar został zniszczony, a po przepędzeniu stworów, z załogi przeżył jedynie Kapitan Bred oraz dziesięciu majtków.
Tak… Szczęścia zdecydowanie doświadczał najrzadziej.
    Stukot równych kroków na pokładzie był coraz głośniejszy. „Nie próbuje się ukryć i zmierza bezpośrednio w moją stronę. Albo jest zbyt pewny siebie, albo chce zwyczajnie pogadać” – pomyślał Bred. Odruchowo pogładził się po szyi, gdzie długie blizny wskazywały na przynajmniej dwie, nieudolne próby poderżnięcia gardła. Kroki ustały. Kapitan odwrócił się powoli, oparł plecami o drewniany reling i  skrzyżował ręce na piersi. Na widok niskiej fioletowej postaci wyprostował się, tak jak to robi niższy stopniem oficer względem swojego dowódcy, i wyciągnął do niej dłoń.
    - Kapitan Bred do usług! – Wydukał zaskoczony bardziej, aniżeli byłby to kolejny zabójca. – Mam nadzieję, że nie  miał pan problemów ze znalezieniem mnie.
    - Żadnych. – Potwierdził gnom i odwzajemnił uścisk. – Nazywam się Veigar i jako reprezentant Zakonu Czujnych Magów i Obrońców przybyłem poinformować cię, Kapitanie, że z przyjemnością skorzystamy z twojej oferty.
    Bred poczerwieniał z podniecenia. Ostatnie plotki krążące po portach, o jego nadzwyczajnym pechu, odstraszyły nawet zwykłych handlarzy, którzy woleli się spóźnić z wysłaniem towaru do odbiorców, niż powierzyć je jemu. Teraz sam Zakon Czujnych Magów i Obrońców prosi go o pomoc, co powinno poprawić jego reputację… O ile oczywiście uda mu się wykonać zadanie.
    - Wybacz moją bezpośredniość Kapitanie ale naprawdę trzeba się spieszyć. Oferuję czterysta sztuk złota za przewóz towaru do Luskan oraz, oprócz tego za każdą osobę, którą pragnę zabrać ze sobą, dopłacam kolejne piętnaście sztuk. Jest ich dziesięciu, więc łatwo wyliczyć, iż ostateczny rachunek wyniesie pięćset sześćdziesiąt pięć  sztuk złota. Pan zajmie się jeszcze dzisiaj uzupełnieniem zapasów na podróż do Luskan. Dopiero tam wykupimy racje na powrót do Waterdeep. W mojej gestii zaś, leży wyekwipowanie osób, które zamierzam wziąć na tą „wycieczkę”. W razie jakichkolwiek kłopotów podczas tej wyprawy, możesz na mnie liczyć tak samo, jak i na moich kompanów. Jakieś pytania?
    Brad stał przez chwilę w milczeniu starając się poukładać wszystkie myśli. Podstawowym dla niego problemem było samo dotarcie do miejsca docelowego. Korsarze i liczne potworów morskie na drodze z Waterdeep do Luskan nie stanowiły dla Kapitana takiego problemu, jak tamtejsze warunki klimatyczne. Przyzwyczajony do Calimshańskiego słońca i delikatnego wiatru Waterdeep, Bred dostawał dreszczy od samej myśli o lodowatym wietrze i śniegu.
    Veigar zauważył zawahanie na twarzy Dowódcy i uznał to za dobry znak. „Zastanawiał się, więc na pewno jest bardziej roztropny niż na to wyglądał.” – Pomyślał, lustrując jego strój. Rozpięta do połowy biała koszula, była zwężana w talii, przez co Bred wyglądał, jakby cały czas wstrzymywał w płucach morskie powietrze. Spodnie, wytarte w kilku miejscach, były wykonane z czarnej skóry a ich nogawki ginęły w wysokich, sięgających do połowy jego łydek, brązowych butach na małym obcasie.
    - Kim są twoi towarzysze? Wolałbym coś o nich wiedzieć zanim zgodzę się zabrać was na statek. – Bred rozluźnił się nieco. Pierwsze zadanie od kilku tygodni jest dobrym powodem, do wyrwania się z sideł rutyny, które jego zdaniem, zacisnęły się na nim za mocno, ale to wciąż nie jest dostateczny argument, żeby postępować nieostrożnie.
    - Szczerze mówiąc sam o nich za dużo nie wiem… Informacji o nich udzielili mi inni członkowie Zakonu, a ja miałem za zadanie tylko się z nimi skontaktować i nakłonić do współpracy. Spośród kilkunastu kandydatów wybrałem dziewięciu. Dziesiąta osoba – jakby się dłużej zastanowić – przekonała MNIE, żebym ją zabrał. Jej umiejętności dyplomatyczne są naprawdę doskonałe i  wiele warte, a w Luskan, gdzie władzę sprawują piraccy Lordowie, ten dar może okazać się bezcenny. Bez wątpienia ta półelfka będzie bardzo przydatna.
    Bred zmarszczył brwi i spojrzał z pod ukosa na Veigara.
    - Kobieta na statku przynosi pecha. – Powiedział bez ogródek.
    - Ty chyba już większego mieć nie możesz, prawda? Poza tym, to nie będzie jedyna kobieta w tym towarzystwie i nie radzę traktować ich, jakby były bezbronnymi damulkami. Shyvana jest pólelfem pochodzącym z Evermet, gdzie też, pod okiem najlepszych elfich mówców, stała się dyplomatą pomiędzy rodową wyspą a Waterdeep. Znudzona tym fachem postanowiła posmakować trochę innego życia.   
    - Domyślam się, że pozostałe osoby są równie interesujące. Zaczynam się zastanawiać czy to zadanie naprawdę dotyczy tylko przewozu towarów.
    Mag uśmiechnął się lekko do Kapitana. „Rzeczywiście ma trochę oleju w głowie.”
    - Tylko i wyłącznie… problem w tym, że te towary MUSZĄ dotrzeć do celu, inaczej hordy goblinoidów, schodzących z Grzbietu Świata, zajmą całą mroźną dolinę. Informacje o twoich, nie najlepszych wyprawach z całą pewnością dotarła poza granice Waterdeep, więc wiedzą o nich także piraci. Widząc twój statek  nawet nie będzie im się chciało za nami płynąć. Zawsze jest jednak „A co jeśli…” – i na ten wypadek płynę ja i dziesięć pozostałych osób, żeby „A co jeśli…” nie zaprzątało  twojej głowy Kapitanie.
    Wspomniałem już o Shyvanie. Oprócz niej, z damskiego towarzystwa, będzie jeszcze Tenori oraz Ellis.  Tenori jest ludzką kobietą bardem ze szlacheckiej rodziny. Muzyka wygrywana na jej flecie potrafi dosłownie oczarować. Zanim jednak wejdzie na statek, będziesz musiał poinformować swoją załogę, żeby traktowali ją z szacunkiem,  inaczej Jugo i Bombos – jej prywatni, krasnoludzcy obrońcy - zrobią z nich miazgi. Ellis zaś, to elfka żyjąca w zgodzie z naturą. Potrafi przewidzieć, jaka pogoda będzie kolejnego dnia… nie żebym uważał, że czegoś brakuje twojej załodze ale wolę mieć swojego znawcę pogody, kiedy chodzi o tak ważną misję.
    Dym z fajki Breda przestał się ulatniać. Odwrócił ją do góry nogami i uderzył delikatnie o reling, żeby pozbyć się zużytego tytoniu.
    - Przyda się dodatkowa pomoc przy określaniu warunków na morzu. - Przytaknął Kapitan wyjmując kolejną, zafoliowaną porcję ziela Amnijskiego.
    - Zdecydowanie. Oprócz naszych uroczych kobiet oraz wspomnianych wcześniej dwóch krasnoludów, płynę jeszcze ja i mój protegowany, Kitrus - jako wsparcie magii wtajemniczeń. Dodatkowo, pochodzący z zimnej północy elf Olijus, doskonale orientujący się w terenach ośnieżonych, który będzie stanowił wsparcie z dystansu, podobnie jak Terry – Gnom, Kapłan Pana Poranka. Ostatnią osobą jest paladyn Helma. Jego mądrość i zapalczywość w walce przeciw nieumarłym jest imponująca. Jeśli będziesz miał potrzebę poznać ich bliżej zrobisz to na statku, zgoda?
    - Już dawno nie byłem wśród tylu odmiennych istot w jednym miejscu. Naprawdę zapowiada się ciekawie. Przystaję na te warunki... Ale... Chwila... Naliczyłem dziesięć osób,
a gdzie jedenasta?
    Veigar sięgnął do lewej kieszeni szaty i wyjął czarny, włochaty kłębek.
    - Od teraz, traktuj nas jak członków załogi, Kapitanie Bred.

………………………………………………………………………………………………





    - Powtarzam po raz ostatni. Jutro w południe wypływamy do Luskan i pieniądze, które za chwilę dostaniecie, mają wam wystarczyć na jakieś cieplejsze ubrania oraz  inne wasze ważne potrzeby. Wieża będzie dla was czynna całą noc, wystarczy, że pokażecie przepustki, które już od nas otrzymaliście. Jeśli ktoś przehula te pieniądze na wino i kobiety, podczas podróży, będzie zdany na łaskę innych. Teraz jest już wszystko jasne?
    Człowiek w fioletowej szacie stał przed dziewięciorgiem istot, różniących się od siebie, dosłownie wszystkim począwszy od koloru skóry, a skończywszy na umiejętnościach. Magazyn, w którym się znajdowali był tak szczelny, że  ledwo wpadało do niego powietrze, spomiędzy ciasno ułożonych desek, stanowiących ściany. Zebranie musiało zostać przeprowadzone w jakimś ustronnym miejscu, a opuszczony budynek w Dzielnicy Portowej  świetnie się do tego nadawał.
    - Dziękuję Kitrusie za wyjaśnienie całej sprawy. - Powiedział gnom siedzący wśród pozostałych. -  Weźcie po jednej sakiewce ze stołu i zróbcie zakupy, tak jak wam poradził mój  uczeń. Spotykamy się jutro w porcie, koło „Widmowej Łodzi”. Jeśli macie jakieś pytania zwróćcie się do Kitrusa. Chętnie wam na nie odpowie. Zanim się rozejdziemy prosiłbym Shyvane na słówko. Pozwolisz?

Offline

 

#2 2011-11-25 23:27:44

Terry Biggles

Użytkownik

Zarejestrowany: 2011-11-17
Posty: 21
Punktów :   

Re: Prolog

"No dobra, trzeba wziąć się w garść. Jeśli dobrze to rozegram, podróż upłynie na piciu rumu z kapitanem i dwuznacznych żarcikach kierowanych do zgromadzonych licznie dam. Ale najpierw najważniejsze - zabezpieczenie" - myślę.

Następnie, mimo podłego nastroju, próbuję się uśmiechnąć, by na twarzy odbił się słynny entuzjazm wyznawców Lathandera i swe kroki kieruję ku paladynowi.

- Witaj, cny rycerzu wiary. Jak nastawienie przed podróżą? Bo nad moim, uważasz, jeszcze nawet nie zdążyłem się zastanowić - tak szybko opuszczałem świątynię, by dołączyć do tej świątobliwej misji. W związku z tym niestety nie mogę się poszczycić takim ekwipunkiem, by dobrze chronić naszych towarzyszy - a wszak to my, jako ludzie wierzący jesteśmy obarczeni tym świętym obowiązkiem. Ale zaraz, zaraz - czy to nie emblemat Helma! Na wschodzące słońce - nie mogliśmy lepiej trafić! Teraz już jesteśmy bezpieczni - wszak twój zakon, rycerzu, niewątpliwie wspomógłby, przy twej rekomendacji, pewne działania prowadzące do OCHRONY tego statku i jego załogi.  A więc, jak myślę, postanowione - chodźmy do świątyni twego bóstwa, tak mocno przecież związanego z moim, by tam wybłagać bogów o błogosławieństwo, a dobrych ludzi o wspomożenie! Prowadź!

Podczas wygłaszania tej przemowy obejmuję paladyna ręką i prowadzę go do wyjścia z magazynu.

Ostatnio edytowany przez Terry Biggles (2011-11-28 19:54:33)


Nikt się nie spodziewał Hiszpańskiej Inkwizycji!

Offline

 

#3 2011-11-25 23:42:18

Zygfryd

Użytkownik

Zarejestrowany: 2011-11-16
Posty: 14
Punktów :   

Re: Prolog

-Dobrze spotkać w tak trudnych czasach człowieka wiary. Przyjmuje twą propozycje udania się do świątyni - opaczność bogów na pewno nam się przyda. Jestem Zygfryd.

Prowadząc dziwnie wyglądającego kapłana w stronę świątyni Helma przyglądam się nieufnie w jego stronę, nie tak przedstawiano duchownych w opasłych księgach zakonnej biblioteki, trzeba być ostrożnym i nie wdawać się z nim w dłuższe rozmowy - przynajmniej na razie ...

Ostatnio edytowany przez Zygfryd (2011-11-25 23:43:20)


"Nie wszystek umrę !!!"

Offline

 

#4 2011-11-26 11:04:59

Terry Biggles

Użytkownik

Zarejestrowany: 2011-11-17
Posty: 21
Punktów :   

Re: Prolog

Podczas drogi do świątyni staram się wypytać paladyna o kapłanów ze świątyni Helma, zwracając szczególną uwagę na tych :świątobliwych, dobrotliwych i zaangażowanych". Gdy docieramy do miejsca kultu pytam akolitę, który z nich akurat przebywa w głównej sali świątyni. Następnie podążam wraz z paladynem do ławki znajdującej się w pobliżu najbardziej obiecującego z nich, padam na kolana i modlę sie głośno:

- Oooooooo, obrońco słabych! Wspomożycielu uciemiężonych! Czyż nie znajdzie się żaden człowiek, który choć trochę pomógłby twemu świętemu wyznawcy i jego najdrobniejszemu z drobnych towarzyszowi w ich świętej misji! Czy tak się gniewasz na ludzi, że zostawiłeś ich samym sobie!

Jeśli to nie zwróciło uwagi kapłana, za pomocą widmowych odgłosów wytwarzam w naszej bliskości żałosne dźwięki skrzypiec - to już musi zadziałać. Gdy już do nas podejdzie, wyprzedzając jego mowę wołam:

- Dzięki ci Helmie i Lathanderze! Nasze modlitwy zostały wysłuchane! To tego człowieka zesłałeś, by ulżył pokornym! Witaj, o witaj biskupie!

Wstaję z kolan, otrzepuję nogawki i przedstawiam siebie i paladyna. Dalej mówię, że przybyliśmy do świątyni powodowani resztkami nadziei, że znajdzie się ktoś, kto pomoże sługom dobra w ich misji, by nie okazała się ona straceńcza. Proszę rycerza, by pokrótce ją opisał, samemu co chwila podkreślając (nawet nie związane z opowieścią Zygfryda) słowa "święta", "w imię dobra" i "ochrona przez wyleczenie ran różdżką leczenia lekkich ran, niekoniecznie pełną". Gdy ten już skończy pytam, czy możemy złożyć drobną jałmużnę, oczywiście W ŻADNYM WYPADKU NIE LICZĄC NA JAKIEKOLWIEK PROFITY. Wyciągając 5 sz przytaczam jednak pewną historyjkę:

- Och, jak dobrze czasem wspomóc dobre dzieło - bóg wszak za to najbardziej wynagradza! Święty człeku, wiesz co nas, drobnych, acz gorliwych wyznawców dobrych bóstw odróżnia od tych plugawców spod znaku Bane'a? To, że gdy oni idą do kurnika zwanego świątynią po pomoc, to nie dość, że zostaną ograbieni pod pretekstem ofiary, to jeszcze nie otrzymując wsparcia zostaną wyrzuceni precz! Tu przynajmniej nic podobnego się nie zdarzy. Słyszałem, że kapłanowi Helma, który bezinteresownie przekazał dobra nawet nie własne, a świątynne sługom dobra, bóg jeszcze tego samego dnia zesłał łaskę czynienia cudów, wysławiając jego imię.

Ostatnio edytowany przez Terry Biggles (2011-11-26 16:22:31)


Nikt się nie spodziewał Hiszpańskiej Inkwizycji!

Offline

 

#5 2011-11-26 14:39:56

jednabrew

Użytkownik

Zarejestrowany: 2011-11-16
Posty: 13
Punktów :   

Re: Prolog

Albo ten kapłan jest niezwykle pobożny, albo jego upodobania są sprzeczne z naturą... jak określiłaby to druidka. - pomyślała kierując się w stronę Veigara, gdy zauważyła kątem oka gnoma prowadzącego pod rękę rosłego mężczyznę, który sprawiał wrażenie zakłopotanego.
Spotkanie z czarodziejem nie było długie, lecz to co usłyszała nieco ją zdziwiło, a nawet lekko zaniepokoiło.
Czyżby nasz pracodawca był aż tak zapobiegliwy? Magowie lubią być przygotowani na każdą ewentualność, ale to... Co skłoniło go by rozważać taką możliwość? - rozmyślała kierując się na targowisko, gdzie zamierzała zaopatrzyć się w cieplejsze ubranie.

Offline

 

#6 2011-11-26 15:13:24

Olimpius

Administrator

Zarejestrowany: 2011-10-29
Posty: 25
Punktów :   

Re: Prolog

Wysoki budynek z ciężkich szarych kamieni znajdował się na granicy Dzielnicy Portowej i Dzielnicy Handlowej. Ta surowa z wyglądu kapliczka Helma stanowiła pewnego rodzaju strażnicę między tymi dwoma, różnymi środowiskami, bowiem Wiele razy tutejsi kapłani musieli ingerować w spory biedoty i zamożnych. Kapłan Klus, nie tak stary jak wskazywał jego wygląd, doskonale pamiętał każdą sytuację, w której wir został wciągnięty przez powodów. Takich zajść w życiu Klusa było dokładnie trzydzieści cztery, a żadne z nich nie było takie samo.
        Przysypiając na klęczkach kapłan w samą porę oparł głowę o ławę przed sobą, co z boku wyglądało na głęboki pokłon zakańczający wieczorną modlitwę. Pozostałe osoby w niewielkiej sali były zbyt zajęte oddawaniu czci Helmowi, żeby zauważyć Klusa trwającego w pokłonie kilkanaście minut. Sen zaczął się już na dobre i po raz kolejny kapłan brał udział w bitwie o Waterdeep przeciw demonom i potworom. Stojący za nim paladyni, używając swych błogosławionych mieczy, rozcinali gnijące ciała stworów z których wyciekał kwas zmieszany z krwią. Jeden z paladynów z modlitwą na ustach przeszedł obok Klusa tylko po to, by za chwilę odwrócić się do niego i złapać za kołnierz. Zdumiony Klus patrzył w ciemne oczy rycerza, które ziały fanatyzmem. Owy rycerz przysunął twarz Klusa do swojej i zaczął krzyczeć mu do ucha słowa, których treść powinna być skierowana do bóstwa.
        Klaus wyprostował się. Sen minął ale gdzieś blisko za nim, mowa rycerza była kontynuowana. Zaspany kapłan przetarł dłonią twarz zwlekając jak najdłużej z odwróceniem facjaty. Potargał palcami rzadką brodę i spojrzał na oko utkwione w dłoni na ołtarzu.
        Dźwięk skrzypiec wypełnił całą salę zwracając nawet uwagę ludzi stojących na ulicy przed świątynia.
        "Trzydzieści pięć" pomyślał Klus i podpierając się prawą ręką wstał z klęczek. Odwrócił głowę i ruszył wolnym krokiem w stronę dwóch istot siedzących nieco dalej. Gnom zaczął konwersację.
        Po wysłuchaniu go i jego towarzysza Klaus spojrzał gniewnie na paladyna.
        - Siedzisz obok niego i pozwalasz w taki sposób zakłócać modły? - Spytał rozdrażniony faktem, że tak brutalnie przerwano mu drzemkę. - Nasze Kościoły darzą się wzajemnym szacunkiem ale każdy wyznawca ma też swoje potrzeby... Macie jednak szczęście. Mamy w posiadaniu wspomnianą przez ciebie różdżkę z paroma ładunkami. Wyjdzie was ona 15 sztuk złota. Uznaj to za pokutę. - Wzrok Klusa powędrował na zaczerwienionego paladyna.

Offline

 

#7 2011-11-26 16:19:03

Terry Biggles

Użytkownik

Zarejestrowany: 2011-11-17
Posty: 21
Punktów :   

Re: Prolog

"Eh kolego, gdybym miał trochę więcej czasu, pieniędzy i ochoty, to ty byś pokutował swoją drzemkę podczas nabożeństwa. Już by się tobą zajęła Inkwizycja - a mam tam paru znajomych" - myślę, przybierając najłagodniejszy wyraz twarzy, na jaki mnie stać. Odwracam się do paladyna i mówię:

- Dołożysz się, Zygfrydzie? Nie chcę zostać na północy bez ciepłej odzieży i odpowiedniego ekwipunku. Dałem już 5, wydam jeszcze 2 sztuki złota. Co powiesz?


Nikt się nie spodziewał Hiszpańskiej Inkwizycji!

Offline

 

#8 2011-11-26 21:33:31

Zygfryd

Użytkownik

Zarejestrowany: 2011-11-16
Posty: 14
Punktów :   

Re: Prolog

- Mój drogi "przyjacielu", może nie jestem kupcem, ale potrafię oszacować, że gdybym musiał dołożyć się na ową różdżkę nie wystarczyło by mi pieniędzy na ciepłe odzienie, racje podróżne oraz niezbędny ekwipunek, który jest mi potrzebny do walki ze ZŁEM. Ponadto uważam, że skoro twoja czcigodna magia ma wspierać wszystkich członków ekspedycji to należałoby poprosić ich o pewnego rodzaju zbiórkę na ten zacny cel.
Nie znam się zbytnio na tego typu osobnikach, ale wydają się być dość rozsądni ... Moja propozycja to sztuka złota od każdego ...   


Po całej rozmowie proszę kapłana o kilka fiolek z wodą święconą oraz błogosławieństwo na drogę. Próbuję też zorientować się, czy świątynia nie prowadzi małego sklepiku lub pewnego rodzaju magazynu z zaopatrzeniem.


"Nie wszystek umrę !!!"

Offline

 

#9 2011-11-26 22:03:59

Olimpius

Administrator

Zarejestrowany: 2011-10-29
Posty: 25
Punktów :   

Re: Prolog

Wnętrze świątyni było proste i nie posiadało zbyt wielu szczegółów do zapamiętania. Szare ściany piętrzyły się na wysokość około dwóch i pół metra tylko po to, by podtrzymywać równie kolorowy sufit. Kiedy Zygfryd przesuwał wzrok po lekko już zużytych ławach, których było dwadzieścia, natknął się na twarz gnoma wyrażającą dezaprobatę na taki stan świętego miejsca. W głowie gnom porównywał pozłacane dachy Kościoła Lathandera z szaroburym nastrojem kapliczki Helma, bogato zdobione portale Kościoła Lathandera z szaroburym nastrojem kapliczki Helma i wysadzany klejnotami ołtarz Lathandera z szaroburym nastrojem kapliczki Helma.
       Paladyn pociągnął dalej oczy. Na ołtarzu stał symbol, identyczny jak ten, który nosił na piersi, tyle że w większej skali.
       Klus odszedł w stronę jednego z modlących, który uważnie obserwował całe zajście. Ziewając przeciągle mruknął coś do pomniejszego kapłana i wyciągnął rękę. Po chwili Klus wrócił z trzema buteleczkami nieco zabrudzonej wody święconej i wcisnął paladynowi w dłoń.
       - Weź to i spełnij się dobrze w swej misji. Wzniosę modły za ciebie do Helma... później.
       Zygfryd miał już zapytać o jakieś zapasy ale przypomniał sobie, że wszystkie dobra Kościoła są rozdzielane z głównej siedziby pomiędzy wyznawców i rzadko kiedy kapłani pomniejszych świątyń się z nimi rozstają. Zachowanie Klusa musi być zatem efektem wcześniejszego dyplomowania.

Offline

 

#10 2011-11-26 22:44:31

Terry Biggles

Użytkownik

Zarejestrowany: 2011-11-17
Posty: 21
Punktów :   

Re: Prolog

Płacę za różdżkę pełną pulę - napisz jakoś (na priv lub mail) ile miała ładunków - i kłaniając się Helmowi i wszystkim kapłanom opuszczam świątynie, czekając na paladyna na zewnątrz. Gdy ten już wyjdzie mówię:

- Widzę, że jesteś jeszcze młody i nie wiesz do końca, jak poruszać się w świecie, który zwiemy Faerunem. Dam ci jednak radę - nie wszyscy, których spotkamy, zawsze będą życzliwi i w związku z tym trzeba zawsze w pierwszej kolejności dbać o swój interes i to nie z egoizmu, a czystej praktyki. Jak chcesz skutecznie walczyć ze ZŁEM, jeśli zdechniesz z głodu? Co do różdżki - zaproponowałem układ 50-50 nie żeby cię naciągnąć, ale żeby stworzyć z tobą koalicję. Sam pomyśl - gdy zaproponujemy, by towarzysze zrzucili się na różdżkę po 5 SZ (co jest i tak kwotą 5 razy mniejszą, niż musieliby wydać na jedną miksturę) i nawet zakładając, że zapłaciłoby tylko siedmiu, zarobilibyśmy na interesie po 10 złociszy. I dalej możemy to  zrobić - powiedz tylko, czy w to wchodzisz. Jeśli nie chcesz odpowiadać teraz, nie nalegam. Układ jest ważny do wieczora. Bywaj - muszę jeszcze załatwić parę spraw.

Zostawiam paladyna i odchodzę w stronę targowiska.

"Może znajdę tam jakiś bardziej kumatych towarzyszy. Paladyni są ogólnie w porządku - zbierają na siebie ciosy i w ogóle, ale kompletnie brak im życiowej zaradności. Hmmm, który z pozostałych... Ta "dyplomatka" wyglądała obiecująco..."


Nikt się nie spodziewał Hiszpańskiej Inkwizycji!

Offline

 

#11 2011-11-27 13:21:42

Zygfryd

Użytkownik

Zarejestrowany: 2011-11-16
Posty: 14
Punktów :   

Re: Prolog

Udaję się w stronę targu, ale unikając kontaktu z dziwnie zachowującym się kapłanem, tak aby nie prowokować jego dziwnych zachowań i mieć chwilę na osobności dla własnych przemyśleń.

-Panie sprzedawco, proszę mi podać ...

Podchodząc do jednego z kramów (i to nie takiego, w którym wyłącznym towarem są warzywa i owoce) kupuję:
- koc zimowy - 5 ss
- lina konopna 15 m - 1 sz
- mydło (1 kg) - 10 ss
- papier (10 kartek) - 40 ss
- pióra (5) - 5 ss
- ubranie na chłody - 8 sz
- sakiewka do pasa - 1 sz
- rękawice z zatrzaskami - 8 sz
- plecak - 2 sz
- krzesząca gałązka (2) - 2 sz
- 8 racji podróżnych - 40 ss

razem: 23 sz


"Nie wszystek umrę !!!"

Offline

 

#12 2011-11-27 14:47:22

jednabrew

Użytkownik

Zarejestrowany: 2011-11-16
Posty: 13
Punktów :   

Re: Prolog

Półelfka postanowiła rozejrzeć się po bazarze w celu uzupełnienia ekwipunku przed zbliżającą się wyprawą [przedmioty już zapłacone i zapisane w karcie]. Największą trudność stanowiło znalezienie ciepłego ubrania, zarazem praktycznego, modnego i w rozsądnej cenie [czytaj: wg PG]:
Osiem sztuk złota za ten zgrzebny wór? - rzekła, chcąc zmotywować kupca do zaoferowania lepszego asortymentu.
Gdy po skończonych zakupach miała już opuszczać targowisko, przypomniała sobie, że warto jeszcze zahaczyć o pracownie alchemika.
Warto mieć kilka butelek z kwasem. Przydadzą się w boju z opancerzonymi przeciwnikami. Cena raczej odstraszająca, więc kupię tyko trzy... na czarną godzinę. - pomyślała Shyvana i tak też zrobiła.
[MP odnotuj na karcie]

Offline

 

#13 2011-11-27 16:51:21

Terry Biggles

Użytkownik

Zarejestrowany: 2011-11-17
Posty: 21
Punktów :   

Re: Prolog

Kapłan wszedł do wieży późnym popołudniem. Od razu przemierzył sale, by na jej końcu zamienić kilka słów z ostrzącym miecz paladynem. Rozmowa była krótka - już po pierwszym zdaniu wypowiedzianym przez gnoma paladyn lekko poczerwieniał i coś odburknął, a Terry tylko wzruszył na to ramionami i odwrócił się tak, by widzieć resztę sali i towarzyszy w niej zgromadzonych. Obładowany świeżo zakupionymi rzeczami, wypychającymi szczelnie plecak, zdawał się być jeszcze bardziej podobny do wielkiej kuli. Natchnionej kuli:

- Drodzy siostry i bracia! Dzięki wstawiennictwu Lathandera otrzymaliśmy wielki dar, w postaci różdżki, za pomocą której ja, jego skromny sługa, otrzymam dar leczenia was, gdy niebezpieczne zakusy zła sprowadzą na nas... yyyp... tego... niebezpieczeństwa. Niestety - owa różdżka wymagała ofiary, na którą musiałem wydać znaczną część przeznaczonych na wyekwipowanie pieniędzy. A przecież nawet kapłani muszą coś jeść i w coś się ubrać. Przyjmuję więc ofiary co łaska, ale nie mniej niż 5 złotych talarów, co jest jakże niewygórowaną ceną za błogosławieństwo Lathandera, które może na was za nie spłynąć. Pomyślcie tylko - za dziesiątą część ceny eliksiru zyskujecie tutaj to samo, a nawet więcej - czaru przeze mnie... yyyp... wyczarowanego nie musicie przecież pić... YYYP... coś mnie dzisiaj czkawka męczy - pewnie demonom nie podoba się ten dobry uczynek, który spełniam, na czym to ja... ach tak... rozpraszając się w walce, gdy wróg nastaje z ogniem i mieczem w dłoni. Ofiary przyjmuję już od teraz.

Po tej płomiennej przemowie kapłan jeszcze chwilę stał w jednym miejscu - dyszał, a na jego policzki wystąpił rumieniec. Trzeba jednak przyznać, że było to imponujące - umilkł nawet dźwięk osełki przejeżdżającej po paladyńskim sejmitarze.

"No, dobrze się spisałem" pomyślał Terry i oddalił się do stolika, ściągając tam odzienie i szukając czegoś, co nadawałoby się na kolację.

Gdy do stołu podchodzi Shyvana kapłan chwilę z nią rozmawia. Półelfka po kilku zdaniach odchodzi od stolika nie płacąc i uśmiechając się równie tajemniczo co zwykle.

Ostatnio edytowany przez Terry Biggles (2011-11-27 17:04:34)


Nikt się nie spodziewał Hiszpańskiej Inkwizycji!

Offline

 

#14 2011-11-27 17:10:55

Zygfryd

Użytkownik

Zarejestrowany: 2011-11-16
Posty: 14
Punktów :   

Re: Prolog

Po powrocie do miejsca zbiórki Zygfryd siada w kącie i samotnie rozmyśla nad celem swojej misji, mimowolnie ostrzy swój i tak już ostry sejmitar i odmawia przy tym nabożne modlitwy. Wtem dochodzi do niego kapłan Terry i czeka na odpowiedz w sprawie swojej nikczemnej propozycji:

- Nie mogę zgodzić się na twoją propozycje, to niemoralne i wręcz niepodobne do kapłanów dobrego bóstwa. Nie wiem, czemu to robisz, nie licz na moją jałmużnę ponad tą, którą obiecałem dać wcześniej (2 sz)...
Nie będę jednak przeszkadzał ci w twoich zamiarach, nie chcę burzyć dobrej atmosfery panującej w naszej grupie ... wiedz jednak, że orientuje się co nieco w sprawach handlowania i gdybym nie był paladynem, a ty nie byłbyś kapłanem to pochwaliłbym nawet twoją uwagi godną przedsiębiorczość.


W tym momencie Zygfryd puszcza oko do kapłana, po czym powraca do uprzednio robionych czynności. Kapłan odchodzi ...


"Nie wszystek umrę !!!"

Offline

 

#15 2011-11-27 18:42:42

jednabrew

Użytkownik

Zarejestrowany: 2011-11-16
Posty: 13
Punktów :   

Re: Prolog

Shyvana po powrocie z targowiska uprzejmie wita się z towarzyszami. Widząc brak integracji w nowej grupie stara się zamienić kilka słów konwencjonalnej pogawędki z każdym, starając się dowiedzieć czegoś interesującego o towarzyszach [test zbierania informacji.
Jedynie z gnomim kapłanem rozmawia nieco dłużej, po czym oddala się przygotować sobie posłanie w tym jakże przytulnym budynku.

Ostatnio edytowany przez jednabrew (2011-11-27 22:22:00)

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.skrawmech.pun.pl www.ble.pun.pl www.rapidracing.pun.pl www.gwiazda-numer.pun.pl www.gra-rpg-naruto.pun.pl