#31 2012-01-06 16:12:11

Olimpius

Administrator

Zarejestrowany: 2011-10-29
Posty: 25
Punktów :   

Re: Prolog

Drzwi kajuty zamknęły się z cichym szczęknięciem. Za nimi Shyvana przyzwyczajała oczy do pomocnego półmroku, który powoli wypełnił całe pomieszczenie. Nie ulegało wątpliwości, że ta klitka należała do Kapitana Breda ale biorąc pod uwagę stan kajuty dla gości, która służyła głównie za magazyn tanich trunków, Bred musiał ją odstąpić Veigarowi. Na prawej ścianie prowizorycznie zostały zamontowane cztery półki mieszczące zaledwie kilka książek, a zaraz pod nimi stał malutki kuferek z fioletowymi zabarwieniami. Cała lewa ściana była zajęta przez stare, skrzypiące łóżko z herbem Calimshanu, koło którego stał zupełnie nie pasujący stolik nocny z dwoma szufladami.
        "Najpierw wskazał łóżko a później kuferek."- Układała sobie w myślach rozbudzona kompletnie dyplomatka. "Teraz mam zadanie do wykonania i muszę się skoncentrować." Na pierwszy rzut oka nic więcej w pomieszczeniu nie było ale doświadczenie i intuicja podpowiadały jej zupełnie coś innego. "Veigar nie jest głupcem a na statku jest dużo osób, którzy są mu obcy. "Zostawił na widoku to co chciał, żeby mniej rozgarnięty chciwiec się tym zadowolił i odszedł."
        Shyvana przyklękła koło łóżka i wsadziła pod nie rękę. Wnętrzem dłoni sprawdzała deskę po desce, aż w końcu natrafiła na coś więcej niż kurz.  Lekko odstający gwóźdź to wystarczający powód, żeby dokładniej zbadać to miejsce i tak właśnie zrobiła. Szarpnęła delikatnie w górę i... nic się nie stało. Próbowała przekręcić ale to również nie przyniosło efektu. "A gdyby tak..."

..............................................................................................................................................................

Zygfryd nie miał zamiaru usnąć już na te kilka ostatnich godzin. Shyvana mówiła, że ten nieumarły dotknął jego ramienia i teraz zastanawiała go zuchwałość tej bestii. Rycerz zacisnął mocniej dłoń, w której trzymał butelkę ze święconą wodą i poczerwieniał z gniewu. "Niech tylko znowu się pojawi" - Pomyślał. Rzadko pozwalał sobie na takie bezpośrednie wyrażanie emocji ale w pobliżu nie było nikogo a on już wystarczająco długo się hamował.
          Zygfryd spojrzał na wejście pod pokład i zobaczył w nich jakąś postać, która albo była bardzo mała, albo poruszała się zgarbiona. Paladyn przykucnął na dziobie mając nadzieję, że w porę schował się przed światłem księżyca aby nie zostać dostrzeżonym. Postać obróciła głowę w prawo i pieczołowicie przesunęła wzrokiem po pokładzie. Na chwilę głowa osoby przestała się obracać prawdopodobnie w momencie gdy jej wzrok natrafił na bocianie gniazdo z Olijusem. Wcisnęła się mocniej w środek i z wewnątrz wydobył się dźwięk fletu. Veigar koło steru stanął jak zaczarowany i nie bacząc na przeszkody przeszedł koło sternika. Spadł ze schodów i nic sobie z tego nie robiąc wszedł pod pokład.
        - Co to za sztuczki? - powiedział na głos zdziwiony paladyn. - Veigar miał wartować a poszedł... Ktoś nim manipuluje! Muszę to sprawdzić.
        Rycerz  wyprostował się i rzucił okiem na swoją broń. Szybkim krokiem ruszył w stronę wejście starając się nie przewrócić żadnej beczki na drodze, żeby nie robić hałasu.
        - Zaczekaj Helmito... Mam dla ciebie... Wiadomość. - Zimny, grobowy głos wypełnił czaszkę paladyna.

..............................................................................................................................................................
       
        Wciśnięcie gwoździa w podłogę podziałało. Pod stopą Shyvany odskoczyła deska ukazując niewielką skrytkę a w niej list i srebrny kluczyk. "Mam czas na czytanie" - Stwierdziła  rozwijając pergamin.

        "Veigarze,

         Wiesz doskonale, że jako mój przyjaciel masz trudniejsze i bardziej tajne zadania do wykonania od pozostałych. Wiesz również, że nie obarczam Cię tym z powodu lenistwa czy strachu ale z przyczyn racjonalnych, bowiem w mojej obecności członkowie Zakonu zwykli być ostrożni.
         Zadanie, którego chciałabym, żebyś się podjął jest cięższe od pozostałych dlatego, że musi zostać wykonane potajemnie w trakcie trwania innej misji. Władze Waterdeep są skłonni zapłacić krocie za rozbicie bandy piratów łupiących statki na północnych szlakach. Jeden z naszych informatorów doniósł nam, że przywódca szajki ukrywa się w Luskan dlatego też chcę byś zorganizował całą wyprawę i przytransportował tego korsarza do mnie. Uwzględnij jednak kilka osób, które chcę żebyś zaangażował na pewno: Eskarina, Wetherwax, Calisto, Tyrlom, Eryk, Artilias, Berydon, Jesser. Tego ostatniego zrobię oficjalnym szefem tej wyprawy jednak to Ty masz manipulować całą jego pracą w taki sposób, żeby wszystko poszło zgodnie z planem. Jedna z tych osób sprzedaje nasze informację wewnątrz-organizacyjne. Dowiedz się kto to robi i pozbądź się go... najlepiej jakoś widowiskowo, na przykład używając naszych magicznych żagli (sugeruję poziom 3).
         Miej się jednak na baczności! Jeśli to Wetherwax, to młoda Esk na pewno jej pomoże. Jesser zaś w pojedynkę stanowi niemałe zagrożenie. Eryk jest ambitny i fascynuje się demonologią, i tylko on wie jak daleko może się posunąć kiedy zagrożone będzie jego życie. Tyrlom jest nowy i to od jego pojawienia zaczęły znikać dokumenty. Berydon jest bardzo bystry i zwykłą strategiczną wiedzę stawia na równi z magią. Jest jeszcze Calisto - młoda, piękna, ambitna, tajemnicza czyli cały zestaw wróżący kłopoty. Artilias może wygląda na fajtłapę ale kto wie co siedzi mu w głowie?
         Wiem, że informacje te Ci nie pomogą ale żywię szczerą nadzieję, że chociaż trochę ułatwią poszukiwania. Znajdź herszta i doprowadź go do mnie oraz zgładź zdrajcę przyjacielu.
         
                                                                                                               Z wyrazami szacunku
                                                                                                                                      Mhair"

        Za drzwiami dało się słyszeć szybkie kroki i z całą pewnością skierowane były do kajuty Veigara.

..............................................................................................................................................................

        - WYNOŚ SIĘ Z MOJEJ GŁOWY! - Krzyk paladyna rozdarł noc.
        - To ci nie pomoże mały rycerzyku... - Oznajmił grobowym tonem głos nieumarłego.
        Zygfryd rozejrzał się szukając gdzieś właściciela.
        - To bez celowe... Jestem TUTAJ. Powiedz magowi, że jeśli zawróci do Waterdeep zatopię wszystkie okręty i będę tańczył na zwłokach topielców. Ja i mój kompan. Czekaj... co robisz?!
        Rycerz roztrzaskał butelkę wody święconej na głowie i żarliwie zaczął się modlić. Nie minęła chwila gdy wszystko w koło znowu wrócił do normalności.
        - Gdzie Veigar? - Zawołał tropiciel z bocianiego gniazda.

..............................................................................................................................................................

      Veigar znajdował się dwa kroki od drzwi własnej kajuty, bo o krok od nich stał kapłan i zaczął rozmowę.

Offline

 

#32 2012-01-07 22:57:07

Zygfryd

Użytkownik

Zarejestrowany: 2011-11-16
Posty: 14
Punktów :   

Re: Prolog

Zygfryd długo jeszcze pozostawał w pozycji klęczącej i w pokorze wymawiał najdonioślejsze modlitwy jakie zdążył poznać w Zakonie ... Jeżeli dotychczas wahał się, czy aby na pewno konieczna jest współpraca z kapłanem Terrym, to zdarzenie rozwiało jego wątpliwości. Cóż, zdarzyło się coś o czym mógł dotychczas tylko pomarzyć, coś istotnego i za razem złowieszczego... Wreszcie "coś się dzieje" i wreszcie można zacząć prawdziwą walkę z siłami ciemności ...  Gdy tylko skończę tę wartę muszę porozmawiać z kapłanem, to nie tylko moja sprawa ...

(Jeżeli nie wydarzyło się nic ważnego w czasie mojej dalszej warty, przy najbliższej dogodnej sytuacji podchodzę do Terrego i proszę go o rozmowę na osobności)

- Czy mogę ci prawdziwie ufać mój drogi przyjacielu w wierze ??? Chcę ci o czymś ważnym powiedzieć, ale najpierw muszę mieć absolutną pewność, że ty i twoja przyjaciółka macie DOBRE intencje i służycie słusznej sprawie. Myślę, że czymś co skonsoliduje nasze przymierze będzie wzajemne przekazanie sobie dotychczas uzyskanych informacji (nie krzyw się tak, wiem że coś razem kombinowaliście w tej kwestii). Nasza współpraca jest niezbędna, na statku dzieje się coś naprawdę niedobrego ...

Ostatnio edytowany przez Zygfryd (2012-01-07 22:57:38)


"Nie wszystek umrę !!!"

Offline

 

#33 2012-01-18 21:12:59

Terry Biggles

Użytkownik

Zarejestrowany: 2011-11-17
Posty: 21
Punktów :   

Re: Prolog

Terry powoli zaczął się zastanawiać, czy aby dobrze zrobił chowając piwo do plecaka, gdy korytarzu usłyszał kroki. Tylko nie Veigar. - pomyślał kapłan - w końcu tylko przełożonemu nie mógł zabronić wejścia do jego własnej kabiny. Prawdopodobieństwo tego, że kapitan opuści wartę było co prawda znikome, ale jasne wyrażenie swoich pragnień tak, by Lathander nie miał żadnych wątpliwości mogło tylko pomóc. Tylko nie Veigar, tylko nie V... - w tym momencie doskonały w półmroku gnomi wzrok odsłonił szczegóły kroczącej postaci.

...eigar.

    Kapłan skoczył na równe nogi - pośpiech był wskazany nie tylko dlatego, żeby dać buszującej w środku łotrzycy czas na zatuszowanie przeszukiwań, ale też ze względu na to, że mag szedł dosyć szybko. Gdyby Terry nie widział tak dobrze, Veigar mógłby po prostu przekroczyć go, wyłaniając się znikąd i bez problemów wejść do swej kajuty. Tak się jednak nie stało.
     Witaj, Veigarze. Przyszedłeś dowiedzieć się, co z naszą ukochaną Shyvaną. Dzięki bogu wszys... - zaczął w swoim stylu kapłan, gdy spostrzegł, że Veigar, kompletnie ignorując jego słowa, próbuje go staranować. W ostatniej chwili Terry spróbował odepchnąć maga lecz tylko odbił się od niego i wylądował na ścianie. Droga do kajuty stała otworem - do tak niespodziewanego wejścia Veigara do swej sypialni Terry nie mógł jednak dopuścić. Nie można! Ona musi odpoczywać! Wracaj na wartę, tu wszystk... - zaczął, próbując dostosować ton tak, by usłyszała go Shyvana, ale nie pobudzić pozostałych załogantów. Veigar nic sobie z tego nie robił i zaczął sięgać za klamkę. Lathanderze wspomóż - pomyślał Terry, bo do głowy przychodziło mu już tylko jedno rozwiązanie - atak. Plecami odbił się od ściany i wykorzystując całą swoją siłę naparł na maga, próbując jednocześnie objąć go rękoma. Terry nie miał szans złapać Veigara - improwizował, a to nigdy nie było jego mocną stroną, zwłaszcza w walce. Ręce jak zwykle mu się poplątały i zamiast zewrzeć się w żelaznym uścisku, oplatając przeciwnika, zaplątały się jego obszerną szatę. Rozpęd zrobił jednak swoje - Terry odbijając się od ściany wycelował dobrze i całym ciężarem ciała staranował maga, przyciskając go do drzwi, jednocześnie powodując spory hałas. Jeśli to nie ostrzeże Shyvany, to nie wiem co zdoła - pomyślał Terry, oczekując riposty maga - szarpnięcia, czaru, okrzyku lub przynajmniej odepchnięcia z pobłażliwym "Co robisz, idioto!".
    Nic takiego jednak się nie stało - Veigar niewzruszony pociągnął za klamkę i wszedł do kajuty.
    Mag rozejrzał się po pokoju, w którym wszystko było tak, jak należy. Shyvana leżała na łóżku i spała, jakby nic sie nie wydarzyło, a wszystko inne w kajucie wyglądało tak, jak przed wyjściem Terrego. Ufff - zdążył pomyśleć kapłan, gdy mag obrócił się, chwycił za szatę gnoma i zaczął wciągać go do pokoju. Terry zdziwił się, nie stawiał jednak oporu. Cholera, jak ma do mnie jakieś "ale" - a po tym ataku ma na pewno - to czemu nie gada ze mną przed kajutą? - pomyślał kapłan.  Może chce przekazać mi coś poufnego? Lepiej wybadać sytuację, zobaczymy, co z tego wyniknie - w razie czego jest jeszcze Shyvana - stłumił wątpliwości i wkroczył w mrok pokoju, zamykając za sobą drzwi.

Ostatnio edytowany przez Terry Biggles (2012-01-19 16:29:54)


Nikt się nie spodziewał Hiszpańskiej Inkwizycji!

Offline

 

#34 2012-01-25 11:52:23

Olimpius

Administrator

Zarejestrowany: 2011-10-29
Posty: 25
Punktów :   

Re: Prolog

- Nie musisz już udawać, że śpisz. - Zaczął Veigar zwracając się do Shyvany. - Czytałaś list czy zaglądałaś do pudełka?
        Dyplomatka usiadła niepewnie i spojrzała w oczy maga. Nie ulegało wątpliwości, że ktoś doniósł mu o tym co tutaj robi, a przecież wiedział o tym tylko kapłan. „Sabotaż?” - Pomyślała. Jednak Veigar szybko wyprowadził ją z błędu.
       - Alarmy Tenori sprawdziły się fenomenalnie... Nie bez powodu przecież poprosiłem Kapitana, żeby w pierwszej kolejności udostępnił to pomieszczenie właśnie jej. Wracając jednak do twoich lepkich palców. List czy zawartość?
      Terry i Shyvana spojrzeli po sobie. Kapłan starał się ukryć napięcie, które z kolei świetnie maskowała dyplomatka.
       - List. - Odparła.
       Mag podszedł do drzwi i delikatnie je uchylił. Rozejrzał się na korytarzu i ponownie je zamknął.
       - Czyli wiecie już, że nie jestem tutaj tylko po to, by przewodzić tej całej zbieraninie ale mam też za zadanie zdemaskować zdrajcę... Widzę tylko dwa wyjścia z tej sytuacji. Jedno z nich polega na tym, że uciszę was raz na zawsze a druga, że nikomu nic nie powiecie i w razie czego pomożecie zabić sprzedawczyka. Co wybieracie?

Offline

 

#35 2012-01-26 18:34:01

jednabrew

Użytkownik

Zarejestrowany: 2011-11-16
Posty: 13
Punktów :   

Re: Prolog

Nie bierz sobie do serca tego drobnego incydentu. Zdecydowałam się na to przeszukanie, bo obawiałam się o siebie i swoich towarzyszy. Ta sprawa od początku była podejrzana. Ale to już nie ma znaczenia. Jeśli zdrajca ma zostać pokonany, trzeba zmobilizować wszystkie siły - zabijając nas tylko ułatwisz jego zadanie. - odparła półelfka starając się uważnie dobierać słowa.
Swoją drogą, przemyślne te alarmy... W życiu nie widziałam tego czaru dostrojonego do tak niewielkiego obszaru. Skoro miałeś większe zaufanie do tej nadętej bardki, myślę, że teraz zrozumiesz brak zaufania z mojej strony, który pokierował moimi działaniami. - dodała po chwili, po czym przybrała maskę obojętności, wyczekując reakcji maga

Offline

 

#36 2012-02-01 10:45:08

Olimpius

Administrator

Zarejestrowany: 2011-10-29
Posty: 25
Punktów :   

Re: Prolog

- Chyba nie mam specjalnego wyboru, prawda? - Złość szybko ustąpiła zmieszaniu. - Od początku prześladuje mnie pech i bolesne konsekwencje "rozsądnych" decyzji.
        Veigar przeszedł wzdłuż półek z książkami i usiadł koło Shyvany. Wbił wzrok w podłogę, wziął głęboki oddech i zaczął opowiadać:
         - Mogłem nie zgadzać się na dziewięć okrętów. Pomijając kolosalne koszty na jakie naciągnąłem Zakon, to w jaki sposób mam teraz przejść niezauważenie na inne statki i wybadać kto mógł zdradzić? Kierowałem się bezpieczeństwem członków bractwa, bo myślałem że sprzedawczyk będzie próbował skorzystać z okazji, żeby zabić tak wielu członków na jednym okręcie. Sam sobie zabiłem ćwieka. Jakby tego było mało pojawiły się Sahuagainy i podobno jakiś nieumarły, którego ktoś musiał wprowadzić na statek. A teraz jeszcze wasza ciekawość...
        Mag był zmęczony ale po tym co powiedział zrobiło mu się trochę lżej. Zmarszczył czoło i spojrzał przed siebie na kapłana.
        - Skoro wiecie już tyle... Po krótkiej obserwacji postawiłbym na Wetherwax i Eskarinę. Opiekunka młodej Esk bardzo stanowczo dała nam do zrozumienia, że chce płynąć z tyłu razem z Esk. Wyobraźcie sobie jakby teraz zaatakowali nas piraci. Jesteśmy w kleszczach... I jeszcze jedno: Jeśli jakimś cudem uda nam się dopłynąć do Luskan to w gospodzie "Zmrożone czuby" spotkamy się z moją agentką. Jest wojowniczką wyznającą Pana Poranka a na imię ma Leona. Zajęła się szybką ewakuacją w momencie jak pochwycimy Lorda Piratów.
       Mag uśmiechnął się tak, jakby próbował sam siebie przekonać, że dobrze zrobił mówiąc wam o tym.
       - A teraz jeśli pozwolicie położę się w końcu spać.

Offline

 

#37 2012-02-01 12:30:32

Terry Biggles

Użytkownik

Zarejestrowany: 2011-11-17
Posty: 21
Punktów :   

Re: Prolog

Terry był totalnie zaskoczony:
    - Co... co ma oznaczać to "postawiłbym na Eskarinę". Będziemy tu urządzać jakieś wyścigi, a ta dziewczynka w rzeczywistości jest koniem calimshańskiej krwi (co obecnie by mnie już chyba nie zdziwiło)? Wyjaśni mi ktoś, co się tu, na Wschodzące Słońce, dzieje?
     Kapłan był wzburzony i miał prawo tak się zachowywać. Wyglądało na to, że jego przewidywania dotyczące drugiego, czy po tej rewelacji o piratach nawet trzeciego dna misji zaczęły się ziszczać. Mimo to potrzebował jeszcze informacji... a tej dostarczyła mu Svyvana, bez słowa podając mu list, wyciągnięty nie wiadomo skąd. Terry szybko przejrzał jego treść, a gdy skończył, mógł zrozumieć chociaż ostatnie wydarzenia i słowa Veigara - ogólna sytuacja skomplikowała się bowiem jeszcze bardziej. Terry oddał list magowi i przemówił:
   - Szczerze mówiąc, nie wydaje mi się, by dziewięcioletnia dziewczynka była zdolna do wykradania informacji i takiego oszustwa. To po prostu tak nie działa. Jedyne, co mogłoby się wydarzyć, to działanie pod wpływem tej babci... Weatherwax?... ale to też nie wydaje się możliwe. Pomyśl, Shyvano (to ty reprezentujesz tu kobiecy punkt widzenia) - masz bardzo uzdolnioną wnuczkę, dzielącą twoją pasję, którą możesz bardzo wiele w tej pasji nauczyć. Wydaje mi się, że wtedy nie widzisz nic poza nauką wnuczki - co miałabyś do zyskania, zdradzając organizację, która ci w niej pomaga? Ja mimo wszystko "postawiłbym" - tu kapłan wymownie spojrzał na Veigara - na któregoś z dwójki Berydon - Eryk, ale tylko ze względu na to, że potrafię sobie WYOBRAZIĆ motywy takiego ich działania. Mimo wszystko potrzebujemy więcej dowodów. Spróbuję wymyślić jakiś fortel.
    Kapłan zakończył swój wywód, ale ponieważ żadna z osób w pokoju nie kwapiła się do dyskusji, podjął dalej:
    - Jesteście zmęczeni i macie do tego prawo. Połóżcie się, a lepiej będzie nam wszystkim myśleć po odpoczynku. Ja wyjdę dokończyć wartę. Dobranoc. - dodał i skierował kroki w stronę drzwi.
    - Aha - wtajemniczę w to Zygfryda. - rzucił na odchodne - Przyda nam się świeże spojrzenie... i świadoma pomoc, gdy przyjdzie co do czego. Szczerze mówiąc, jeśli jesteście pewni czyiś motywów, to lepiej ich wtajemniczyć. Gdy zacznie się... jak to mówią młode gnomy - rozwałka? - lepiej będzie mieć zorientowanych sojuszników. Niech Lathander rozświetla wam sny
    Podczas drogi na pokład Terry rozmyślał jeszcze nad sytuacją. Hmmm... Może dlatego Veigar zatrudnił kompletnych żółtodziobów, by być nas pewnym. By mieć ludzi spoza organizacji, spoza układów... Ale czemu nie zatrudnił najemników? Eh, trzeba będzie jeszcze trochę podrążyć. Poza tym całyczas pozostaje kwestia tego ładunku....

-------------------------------------------

    Kapłan wyszedł na dek, mając głowę cały czas zaprzątniętą myślami o intrygach. Z radością spostrzegł, że sytuacja na pokładzie nie zmieniła się, ruszył więc do paladyna, który modlił się na burcie. Wyglądał trochę dziwnie...

    Gdy tylko kapłan podszedł do Zygfryda, ten szybko poderwał się na nogi i zaczął mówić o ataku na siebie. Relacja zjeżyła włosy na głowie Terrego. Zastanowił się, co to mogło być.

Ostatnio edytowany przez Terry Biggles (2012-02-02 13:19:14)


Nikt się nie spodziewał Hiszpańskiej Inkwizycji!

Offline

 

#38 2012-02-17 13:37:28

Olimpius

Administrator

Zarejestrowany: 2011-10-29
Posty: 25
Punktów :   

Re: Prolog

Veigar nakazał Shyvanie udać się na spoczynek do wspólnej kajuty i tam wypocząć do rana a sam ułożył się na zagrzanej przez nią koi.
       Reszta nocy upłynęła spokojnie i nic więcej nie zmąciło spokoju na Widmowej Łodzi. Wartownicy udali się na zasłużony odpoczynek mijając w drzwiach dopiero co obudzonych członków załogi. Veigar wraz z Kapitanem Bredem pisali coś pieczołowicie na pokładzie statku wymieniając przy tym różne uwagi. W końcu mag zwinął pergamin i poprosił Olijusa aby ten wystrzelił wiadomość do Jessera. Majtkowie patrzyli podejrzliwie na zwerbowaną grupę Członka Zakonu i w miarę możliwości trzymali się od nich z daleka.
      - Cudowny poranek! - Ogłosiła Tenori gdy tylko wychynęła spod pokładu. - Ale cóż to? Czy to nie woń złodziejskiego pomiotu?   
      Jugo i Bombos zanieśli się śmiechem gdy Bardka zaczęła parodiować dumny krok dyplomatki a po chwili sięgnęła do kieszeni jednego z krasnoludów.
      - Nikt nie prosił o cyrk! - Warknął gnom. - Zabierz się do swoich obowiązków lub wracaj pod pokład!
      Tenori wykonała ostentacyjny ukłon i poszła z krasnoludami na dziób statku.

................................................................................................................................................................

      Słońce były już u szczytu gdy Jasser rozkazał wszystkim zwolnić.
      - Veigar i Calisto! Sprawdźcie to!
      Kapłan dyplomatka i paladyn wyszli już na pokład by zaczerpnąć nieco powietrza. Zbliżyli się do dziobu by zobaczyć, że z wody wystaje długi kamienny pal w odległości okołu czterystu metrów.
      - Kapitanie. - Powiedział niepewnie Veigar. - Podpłyniemy z lewej strony. Proszę wydać rozkaz sternikowi.
      Głos Breda wypełnił statek a polecenie zostało natychmiast wykonane. Zostawiając za sobą pozostałą flotę, „Widmowa Łódź” i „Wędrowiec” zbliżali się ku palowi.
       -Dziwne. - Rzekł gnom gdy podpłynęliście na odległość pięćdziesięciu metrów. - Ten słup jest wyciosany rękoma i wygląda jakby został tu wbity celowo. Ile on musi mieć wysokości?
Jednak Olijus nie dał mu czasu, żeby się nad tym zastanawiał za długo...

http://www.youtube.com/watch?v=oviWNi25pcg

    Tropiciel przyłożył dłoń do czoła i zamrugał. Spróbował wyostrzyć nieco wzrok, żeby być pewnym tego co widzi. W końcu rozpoznał wzór na żaglach zbliżających się okrętów.
        - PIRACI! PIRACI! PIĘĆ OKRĘTÓW ZMIERZA W NASZYM KIERUNKU!
        - JESSER! PIRACI! FORMUŁOWAĆ SZYK! - Ryknął Veigar wzmocnionym głosem.
         Oba statki pospiesznie wracały do pozostałych okrętów a wśród załogi zrobiła się bardzo nerwowa atmosfera. Działa zostały wytoczone a ci, którzy zostawili swój sprzęt w kajucie szybko zbiegli pod pokład.
         - Poziom 2? Co się dzieje do cholery? - Zaklął mag patrząc na „Wilkołaka morskiego”, który... zaczął się unosić w powietrze a jego żagiel  migotał na przemian, na kolor zielony i złoty. - Zaraz wrócę! Jest jeszcze trochę czasu, żeby przygotować się do nadchodzącego star...
         Salwa, wypuszczona przez jeden z okrętów formułujących szyk, zagłuszyła końcówkę zdania maga.
         - POZIOM 3! - Padło na jednym z okrętów. Żagiel na „Wodnej zmorze” zrobił się srebrny jak tarcza. - Wybaczcie mi moje maniery ale piraci są o wiele lepiej płacącymi pracodawcami niż Zakon.
         Veigar spojrzał lekko zdziwiony i mruknął: „Berydon”.
          - Nie atakować! Berydon odgrodził siebie, Eskarinę i Wetherwax od nas magiczną ścianą! Każdy atak...     
          - POZIOM 1! - Z wilkołaka morskiego wyleciał promień, który ugodził w jakąś niewidzialną barierę wzburzając tym samym wody. Ogromna fala, która pojawiła się przez ogromną siłę wybuchu zaczęła zbliżać się do nieukończonej formacji.
          Uderzenie było bolesne ale bardziej zabolał fakt, że fala porozrzucała statki w różne strony całkowicie niszcząc szyk.
          - TYRLOM NIE ŻYJE! POWTRZAM TYRLOM PADŁ! - Statek Tyrloma znajdował się zbyt blisko promienia i wybuch rozerwał na strzępy, i tak już podziurawioną, burtę. „Tyrlom” powoli schodził na dno.
          - Poradzimy sobie ze zdrajcą. - Padło ze statku, na którym znajdowała się Wetherwax. - Zniszczcie piratów. ZA ZAKON!
         - O tak... O mało zapomniałem... - Odezwał się Berydon. - W sumie powinienem to zrobić na początku, żeby nieco uniemożliwić wam komunikację ale jak to się mówi... Lepiej późno niż wcale.
          Ogłuszający pisk wdarł się do uszu wszystkich w promieniu siedmiuset metrów powalają wszystkich na ziemię, (Nie, nie wyszedł wam rzut obronny) a kiedy zaczęliście się podnosić z desek, piracie gotowali się już do abordażu. Ostatnim rzutem oka na trzy statki walczące ze sobą za ścianą mocy zarejestrowaliście fakt jak załoga Berydona wtargnęła na statek Eskariny. Po chwili „Magiczna armata” i „Wodna Zmora” wybuchły a siła eksplozji podniszczyła statek Wetherwax.
          W tej właśnie chwili „Widmowa Łódź” gościła już na swoim pokładzie kilkoro piratów a jeden, pysznie ubrany, skłonił się nisko i z uśmiechem na twarzy powiedział „Rycerzyk jest mój.”

Offline

 

#39 2012-02-23 20:17:33

jednabrew

Użytkownik

Zarejestrowany: 2011-11-16
Posty: 13
Punktów :   

Re: Prolog

Łotrzyca nie podnosząc się z pokładu spróbowała otrząsnąć się ze stanu ogłuszenia na tyle, by wypatrzyć stosowną kryjówkę (na przykład szalupę, jakieś rupiecie składowane na pokładzie, itp.) , skąd mogła by nękać nieostrożnych piratów niespodziewanymi, szybkimi atakami.
To wszystko dzieje się za szybko. Zdrajca uprzedził nas, teraz przetrwanie będzie sukcesem. - pomyślała półelfka, znajdując nawet w takiej chwili czas na rozważania. Szybko porzuciła jednak pesymistyczne myśli i postanowiła skoncentrować się jedynie na działaniu.

Offline

 

#40 2012-04-05 19:27:53

Olimpius

Administrator

Zarejestrowany: 2011-10-29
Posty: 25
Punktów :   

Re: Prolog

http://www.youtube.com/watch?v=tvriqdS3vsc

Kapłan szybko przeliczył jakie szanse będą mieć w tym starciu. Tenori i krasnoludy stali przy wejściu do kajut i raczej nie będą w stanie dobiec pod maszt w szybszym czasie od piratów. „Ja, Zygfryd, Shyvana, Veigar, Olijus w bocianim gnieździe i Ellis... Ellis?!” Oczy kapłana były utkwione w przybitą bełtami do masztu postać. Możliwe, że udało się jej jakoś przetrwać ogłuszający dźwięk i gdy piraci zbliżyli się do statku stawiała opór... Niestety bezskutecznie.
     Shyvana upatrzyła sobie sporej wielkości, opróżnioną beczkę stojącą zaraz pod bocianim gniazdem ale piraci zareagowali szybciej. Siedmioro korsarzy przystąpiło do ataku koncentrując się na najbliższych celach. Dwóch z nich pobiegło na lewo w stronę chronionej przez krasnoludy bardki natomiast pozostała piątka, w tym herszt, skierowali swe ostrza w stronę paladyna. Ciosy spadały zewsząd nie dając Zygfrydowi ani chwili wytchnienia, ani możliwości ataku. Shyvana podjęła próbę i zręcznie wskoczyła do kryjówki. Nie tracąc czasu wyjęła łuk, wstała i posłała strzałę w plecy jednego z piratów, który osaczał rycerza. Korsarz wygiął się do tyłu chcąc sięgnąć strzały i wtedy ostrze paladyna rozcięło mu gardło. Ten manewr kosztował go jednak kilka ran od pozostałych napastników w tym jedno bardzo bolesne cięcie w bok.

„Daj mi mocy Światły Panie,
      pomóż mi, nie mogę sam,
      teraz proszę o leczenie,
      nie zadanie lekkich ran.”

      Dłonie kapłana zajaśniały niebieskim światłem gdy przyłożył je do rany Paladyna, a po chwili rana przestała krwawić.
    Krasnoludy w mig uporały się ze swoimi oponentami i już mieli szarżować w piratów pod masztem, gdy...
Sahuaginy! - krzyk Tenori wpadł do uszu ludzi na statku
      Veigar pobiegł na mostek i używając zmienionego głosu komunikował się zresztą kapitanów, żeby zorientować się jak wygląda sytuacja na pozostałych okrętach.
   
    Sahuaginy wzięły w kleszcze kapłana a ten sparaliżowany strachem nawet nie zauważył kiedy wczepiły się w niego ostre zęby i pazury. Ledwo żywy wyrwał się z uchwytu i odbiegł w stronę dwóch pędzących, rządnych krwi krasnoludów. Shyvana zaryzykowała kolejny strzał chybiając o cal ucho pirata. Ten zareagował natychmiast i jednym skokiem znalazł się tuż przy beczce jednocześnie zamierzając się w bok dyplomatki. Jedynym wyjściem było schować się szybko do beczki ale to oznaczało też drogę bez wyjścia. Nie miała wyboru. Pirat zaśmiał się ochryple i uniósł sejmitar obiema rękami tak jak to czynią rycerze chcący dobić leżącego przeciwnika. Macając dno beczki Shyvana znalazła niedużą klepkę i w ostatnim momencie zdołała osłonić nią pierś przed ostrzem. Deska jęknęła od uderzenia opluwając twarz dyplomatki kilkoma drzazgami. „Jeszcze jeden mocny cios i jest po mnie.” Podsumowała. Pirat odchylił się by ponownie uderzyć. Strzała wbiła się między palec serdeczny i wskazujący prawej dłoni Shyvany. Ta zdziwiona spojrzała w górę i zobaczyła przepraszający wyraz twarzy Olijusa, który naciągał kolejną strzałę.

      -POZIOM 5! - Chłopięcy głos wpadł do uszu walczących. Kilkadziesiąt metrów od „Widmowej Łodzi” żagiel Eryka zabłysnął białym światłem i po niecałej sekundzie wybuchł niszcząc doszczętnie „Syrenę” i okręt piratów. Szanse na wygraną zmalały.

    Pirat chcący wbić po raz drugi ostrze w dyplomatkę zachwiał się ale czym prędzej złapał równowagę i znowu uniósł broń. Shyvana czekała na nieuniknione. Uderzenie nastąpiło ale było bardziej jak cios maczugą niż sejmitarem. Dyplomatka otwarła oczy i zobaczyła odciętą głowę pirata, która po odcięciu od reszty ciała musiała wpaść do beczki.

          Zdekapitowanie jednego z piratów dało Zygfrydowi nowe siły. Sahuaginy zdawały się atakować wszystkich ludzi na statku bez względu na to czy to piraci czy nie. Paladyn poruszał się powoli tak, żeby potwory morskie miały bliżej w swoim zasięgu korsarzy niż jego i ta taktyka zdawała swój egzamin... Do czasu kiedy krasnoludy nie wkroczyły w ten zabójczy krąg. Pozostali przy życiu piraci zaczęli się wycofywać ale strzały Olijusa godziły w nich raz po raz przez co do krawędzi burty dotarł jedynie herszt. Żeby uniknąć kolejnej strzały wskoczył do wody gdzie pochwyciły go czekające na dole potwory. Terry ociekający krwią przysiadł przy maszcie wymawiając ponownie formułę leczenia lekkich ran. Sahuaginy wyparte zostały z powrotem do morza i sytuacja na „Widmowej Łodzi” uspokoiła się.

      Veigar rozkazał sternikowi zmierzać w stronę obleganego przez piratów statek Calisto, którego kapitan padł na początku bitwy. Bohaterowie na „Widmowej Łodzi” zebrali się w jedno miejsce i kiedy tylko byli w odpowiedniej odległości od statku kapitana Funga, Terry wyrecytował:

„Walcząc w dobre imię sprawy,
pobłogosław Panie nas,
nie ma czasu na zabawy,
Czas najwyższy zgładzić was!”

        Calisto i czterech jej ludzi zostało przypartych do masztu. Dwóch hersztów i ich ludzie doskonale poradzili sobie w rozbiciu głównych sił na tym statku zaczynając od wyeliminowania kapitana Funga. Teraz pozostała już tylko Calisto.

„Strach, zabójstwa, ciemność, zbóje,
to uroki naszej nocy,
zobacz jak Cię potraktuje,
karmiąc pocisk mojej mocy”

          Z palców czarodziejki wystrzeliły dwa pociski jarzące się srebrną barwą, które ugodziły w twarz jednego z piratów. Ten padł na pokład skowycząc z bólu ale reszta piratów zdawała się nie zwracać na to uwagi i kilkoma szybkimi atakami położyli dwóch obrońców młodej magini.
    Shyvana pierwsza przeskoczyła na „Wędrowca” i upadła cicho jak kot, tak że żaden z piratów nawet nie zauważył jej obecności. Szybkim ruchem wbiła sztylet w plecy jednego z korsarzy. Obfita ilość krwi wydostająca się z rany zaczęła wsiąkać w deski pokładu ale jego już to nie obchodziło – był martwy. Jugo nie doskoczył do burty. Odbił jak włochata kulka i wpadł do wody gdzie szybko schwyciły go błoniaste łapy. Bombos nie zastanawiał się długo i z wyciągniętym młotem skoczył za swoim towarzyszem. Zygfryd dołączył do Shyvany i uderzał z prawdziwą rycerską mocą nie dając ani chwili na ofensywę jednemu z hersztów.         Dyplomatka z podziwem obserwowała tą nierówną walkę ale robiła to o sekundę za długo. Ostrze jednego z sejmitarów wbiło jej się płytko pod żebra wytaczając klejącą się krew. Osunęła się na kolana przekonana, że to jej koniec; że tak rzadko zdarzało jej się być nieuważną, a mimo to zdekoncentrowała się o jeden raz za dużo. Trójząb świsnął jej nad głową i przebił pirata na wylot. Potwór, który go dźgnął był większy od tych na   „Widmowej Łodzi” i syczał z ogromną satysfakcją gdy zabił człowieka.
      Calisto skorzystała z chwili nieuwagi przeciwników, którzy ze strachem spoglądali na bestię i popędziła w stronę burty. Skoczyła wyjątkowo zręcznie na pokład „Widmowej łodzi” ale zrobiła to wprost pod nogi potwora, który zajmował tutejszą brygadę.
         Jugo i Bombos właśnie wgramolili się z powrotem na pokład wspinając się po linie, którą spuściła im Tenori.
       -Shyvana ma problem! - Powiedział ociekający wodą Jugo. - Pomogę jej a wy zajmijcie się tymi tutaj.
Nie czekając na przytaknięcie Jugo wziął rozpęd i skoczył. Po drugiej stronie wielki Sahuagin dostrzegł go i zanim krasnolud dotknął statku, ten wystawił swój trójząb. Jugo nabił się na broń i cicho jęknął. Jego oczy zaszły mgłą i zawisnął bezwładnie. Był martwy.
      -NIE! - krzyknęła Tenori i wyjęła swoją kuszę.
Bombos zaszarżował na ostatniego z oponentów i płynnym ruchem zmiażdżył mu młotem błoniastą stopę.     Calisto wstała szybko, zrobiła krok w tył i wyjęła spod płaszcza małej wielkości kawałek drewna. Zamierzając się nim w żagiel statku Kapitana Funga powiedziała:
POZIOM PIĄ...
     -Ani się waż! - Obok Calisto stała Tenori z nienawiścią w oczach, która celowała jej kuszą w skroń. - Tam jest jeszcze Shyvana.
     Zygfryd robił co mógł żeby utrzymać potwory i piratów z daleka od Dyplomatki ale siły powoli już go opuszczały. Zdecydował się na pewien pomysł, który w większej części nie miał szans powodzenia. Złapał mocno Shyvane i wraz z nią skoczył w stronę „Widmowej Łodzi”. Udało się. Sahauginy i piraci wycięli się wzajemnie.

     Ledwo dysząc kapłan udzielił pomocy Dyplomatce. Calisto zbliżyła się do niej i rzekła:
     -Podziękuj Bardce. Tylko dzięki niej jeszcze żyjesz.
     -Nie dziękuj. - Wtrąciła od razu Tenori. - Chcę żebyś żyła i mogła odpowiedzieć przed Radą Watterdeep za śmierć mojego towarzysza. Mam nadzieję, że zgnijesz w więzieniu.


................................................................................................................................................................


       Od dwóch dni atmosfera na okrętach była bardzo ponura. Wielu ludzi padło w tej bitwie morskiej a ocaleni wcale nie wyglądali jakby byli zadowoleni z tego, że żyją. Veigar przyjrzał się bliżej palowi, który wystawał z wody. Został użyty jako punkt teleportacyjny dla statków pirackich. „Widmowa Łódź”, „Wilkołak Morski”, „Wędrowiec” to jedyne statki, które po starciu nadawały się do dalszej drogi a lojalny sprawie mag nie miał zamiaru zawracać.

Offline

 

#41 2012-04-07 20:16:40

jednabrew

Użytkownik

Zarejestrowany: 2011-11-16
Posty: 13
Punktów :   

Re: Prolog

Shyvana postanowiła nie odpowiadać na zaczepki i pogróżki nadętej bardki. Po tym jak łotrzyca zaprezentowała się w bitwie moment nie był odpowiedni. Lepiej w takiej sytuacji wykazać się cierpliwością godną elfich przodków.

Offline

 

#42 2012-04-08 20:34:23

Terry Biggles

Użytkownik

Zarejestrowany: 2011-11-17
Posty: 21
Punktów :   

Re: Prolog

Patrząc na morze Terry z rozrzewnieniem wspominał Waterdeep. Wypłynęli z tego portu zaledwie tydzień (?) temu, ale kapłanowi wydawało się, że rejs trwa co najmniej 3 miesiące. W tym czasie wydarzyło się tyle, że przygód wystarczyłoby na życie trzech porządnych, spokojnych gnomów. Na niego wszystko spadło w trzy dni.

Zaczęło się od tej walki. Terry musiał przyznać przed samym sobą, że niewiele z niej pamiętał, choć wiedział, że sprawił się w niej bardzo dobrze, wykorzystując do maksimum swój skromny potencjał, ratując towarzyszy w naprawdę beznadziejnych sytuacjach. Mimo to nikt tego nie dostrzegał - wszyscy wokół jakby go ignorowali i sam zaczął się zastanawiać, czy nie zamienił się w międzyczasie w paczkę z bandażami. Z drugiej strony, patrząc na to, co chcą zrobić Shyvanie, może to i dobrze, że mnie nie widzą? - powtarzał sobie w duchu, zajmując się rannymi w zaciszu kajut na poszczególnych okrętach.

Potem nadeszły inne, nie mniej traumatyczne dla kapłana przeżycia. On, który jeszcze 3 dni temu był człowiekiem, który nigdy nie widział martwego człowieka (wszystkie uroczystości pogrzebowe jakoś go zawsze omijały), teraz musiał wyprawić tyle pogrzebów, że nie mógł nawet spamiętać ich liczby ani, co gorsza, zabitych, których odsyłał w ostatnią drogę. Dobrze, że chociaż sytuację rannych opanował na tyle, by oddalić od nich widmo śmierci - następnych strat mogłaby nie udźwignąć cała wyprawa.

Przy każdym pogrzebie trzeba było też powiedzieć kilka słów, ale Terremu, który nigdy nie miał problemów z przemawianiem, teraz słowa więzły jakoś w gardle. Dodatkowo czuł, że atmosfera na okrętach pogarszała się z każdą godziną. Jestem kapłanem, powinienem jakoś wlać otuchę w serca towarzyszy - powtarzał sobie, ale też jakoś nie mógł znaleźć okazji, by do wszystkich przemówić. Jedyną trudną rozmowę odbył z Veigarem. Powiedział mu, że ludzi jest za mało, by w pełni obsadzić 3 okręty (przypis - jeśli tak nie jest, to oczywiście cofam) i że w obliczu możliwych dalszych ataków (również od strony tajemniczych nieumarłych) powinni się chyba zdecydować na przegrupowanie, ponowne rozmieszczenie pozostałych zapasów i towarów oraz zatopienie jednego czy nawet dwóch okrętów. Mag powiedział wtedy, że się zastanowi, choć kapłan wątpił, by Veigar w obecnym stanie mógł cokolwiek gruntownie przemyśleć i Terry wcale się temu nie dziwił - Veigar musiał przechodzić przez ciężki okres.

Kapłan ostatni raz rzucił okiem na spokojne teraz wody i odwrócił się od relingu. Miał w końcu jeszcze jeden obowiązek do spełnienia. Jeden czyn, by ostatecznie zostawić bitwę za sobą...

- Dobra, szczury lądowe! - krzyknął do zgromadzonych towarzyszy - Mamy tu nasze korsarskie łupy, zrabowane wprost ze stygnących ciał tych, którzy byli na tyle głupi, by stanąć na drodze naszej krypy, a których teraz ogryzają rybki! Wszystko to pirackim prawem należy teraz do nas! HA! - krzyknął kapłan, tryumfalnie wysypując zawartość worka na pokład. Z wartościowych rzeczy, na deskach znalazły się naszyjnik oraz sakiewka z 44-ema sztukami złota. Terry, gdy worek się opróżnił, dorzucił do tego jeszcze nieźle wykonane trójząb i sejmitar oraz ponownie zaczął mówić. - Wszyscy bili się zażarcie, więc złoto chcę podzielić po równo - kto się nie zgadza, tego zaraz wyrzucimy za burtę, by zwiększyć stawkę! [tych, którzy przeżyli, jest o ile dobrze liczę 6, więc wychodzi po 7 SZ na głowę plus 2 dla organizatora ] - Poza tym trza dać ten sejmitar naszemu zabijace, Zygfrydowi, który dość dobrze posługuje się tą brzytwą, a stara stępiła się już na głowach wrogów - a chyba nie chcemy słyszeć znowu tego cholerrrrrrrrrrnego ostrzenia! HA! Co do reszty - chcę to zatrzymać i sprzedać w najbliższym porcie, a złoto rozdać znowu po równo. [chyba, że naszyjnik jest magiczny, co uprzednio sprawdziłem, łącznie ze szkołą magii - w takim wypadku mówię, że trzeba go dalej zbadać] - Macie jakieś pytania i zażalenia, wymiociny mewy!?

- No, ja mam dwa. - zgłosiła się Tenori. - Po pierwsze, czy możesz zacząć gadać normalnie? Od tygodnia jesteś na morzu, a zachowujesz się, jakbyś był bękartem największego herszta piratów w Faerunie. Rozumiem, że jest ci ciężko, ale trochę przyhamuj... a to od razu wiąże się z tym drugim pytaniem - Tenori spojrzała prosto w twarz kapłana - Czy możesz ściągnąć tę cholerną przepaskę na oko?!


Nikt się nie spodziewał Hiszpańskiej Inkwizycji!

Offline

 

#43 2012-04-10 19:35:18

Zygfryd

Użytkownik

Zarejestrowany: 2011-11-16
Posty: 14
Punktów :   

Re: Prolog

Zygfryd stosunkowo szybko dochodził do siebie po ostatniej potyczce, tłumacząc sobie, że w końcu do tego musiało dojść ... i w gruncie rzeczy był na to gotowy. Z jednej strony cieszył się, że wreszcie coś naprawdę konkretnego zaczęło się dziać (niezbyt dobrze czuł się na statku w atmosferze ciągłych domysłów i gierek, jakie wprowadzał sam Veigar), z drugiej jednak żałował poległych towarzyszy i poniesionych przez ekspedycje strat. Po czasowej refleksji, wreszcie miał moment aby omówić sprawę, która trapiła go od kilku dni ... Teraz już wiedział do kogo się zwrócić i komu zaufać ...

(Szukam kapłana i proszę go o rozmowę na osobności, względnie w towarzystwie dyplomatki)

-Więccc ... trochę się "zagotowało" na tej części morza. Ale nie o tym chciałem mówić ... Pamiętacie jak prosiłem was o potwierdzenie waszych dobrych intencji i o to czy mogę wam w pełni zaufać ??? Otóż wtedy nie byłem pewny z kim mam do czynienia i jakie są zamiary osób na statkach ... ale teraz już wiem żeście prawi ludzie i wypada mi tylko przeprosić za moją nieufność. Do rzeczy ... Otóż niespełna kilka (?) dni temu, mniej więc w tym samym czasie gdy po raz pierwszy zaatakowały nas SAHUAGINY, znalazłem w moim ekwipunku zielony kamień, pewnikiem szmaragd (o ten - pokazuje go przyjaciołom), sęk w tym że nie pamiętam, abym go wcześniej tam widział. Pakowałem się jak zwykle bardzo sumiennie i jestem niemalże pewny, że go tam nie było. Początkowo myślałem, że może w Waterdeep jakiś handlarz przypadkowo umieścił ten minerał wraz z innymi rzeczami, które u niego nabywałem ... ale ta opcja odpada, bo handlarzem był kowal ... a u nich raczej można spotkać stal lub złoto ... Jednak to nie martwiło mnie najbardziej ... bałem się że szmaragd może mieć coś wspólnego z wszechobecnymi intrygami lub wcześniej wspomnianym atakiem i nieumarłymi (?). Wybaczcie jeszcze raz, ale w tamtym momencie nie mogłem się z nikim konsultować ... po prostu miałem zbyt duże obawy co do waszych intencji i sam chciałem rozwiązać tę sprawę ... a potem  już nie było na to czasu przez wiadomą sprawę ... Co o tym sądzicie ??? Proponuje przebadać kamień pod względem magii ... sam niestety nie mogę tu wiele poradzić. I kolejne od razu narzucające się pytanie - jaki związek ma to ze mną, z tą ekspedycją ??? Czy to kolejna ze sztuczek Veigara lub jego wrogów ??? Sam nie wiem, może jestem przewrażliwiony, ale ta rzecz nie daje mi spokoju ... Proszę o pomoc i radę.   


"Nie wszystek umrę !!!"

Offline

 

#44 2012-04-11 19:26:42

Terry Biggles

Użytkownik

Zarejestrowany: 2011-11-17
Posty: 21
Punktów :   

Re: Prolog

Kapłan ostrożnie wziął pokazywany mu kamień i porządnie mu się przyjrzał. Niestety - mimo, że jego rasa słynęła z wydawania na świat najlepszych jubilerów, jakich nosił Faerun, Lathander poskąpił mu daru oceniania wartości i piękna szlachetnych kamieni. Prawdę mówiąc, wina w tym względzie leżała również po stronie Terry'ego - kiedy jego ojciec zajmował się sprzedażą i obróbką tych skarbów, on zajmował się kupieckim wozem. Jak zawsze zresztą.
- Niestety, o samym kamieniu nie mogę powiedzieć zbyt wiele - westchnął Terry, oddając szmaragd paladynowi. - Mogę jednak zrobić to... (rzucam wykrycie magii, koncentrując się na szkole ew. magii)

Kapłan odchodzi od paladyna, rzucając jakąś wymówkę i prosząc do siebie Shyvanę. Będąc poza zasięgiem słuchu paladyna, mówi jej:
- Nie wyczuwam od szmaragdu żadnej magicznej aury. Są dwie możliwości - albo aurę tę ukryto przed wzrokiem prawych sług Pana Poranka (zapewne w jakichś niecnych celach), albo aury tej zwyczajnie nie ma. W obu przypadkach rekomenduję jak najszybsze pozbycie się kamienia; jeśli jest on magiczny, nie jest to pewnie nic dobrego (wrogowie nasi i naszej wiary mogą na przykład szpiegować naszą świętą misję), w przeciwnym zaś razie może być to środek jakiejś prowokacji, służącej zdyskredytowaniu Zygfryda. Pozostaje tylko pytanie, jak pozbyć się klejnotu. Osobiście rekomendowałbym sprzedaż... No co? Jeśli wrogowie sami pchają nam w ręce pieniądze, grzechem byłoby ich nie wykorzystać... oczywiście w świętych celach! A odciągnąłem Cię na bok, by nasi wrogowie nie dowiedzieli się, że wiemy lub domyślamy się działania kamienia - w przypadku, gdy byłby on używany do szpiegowania. Teraz wrócisz do paladyna i powiesz mu, że lepiej będzie, gdy ty zaopiekujesz się klejnotem. Gdy odejdziesz, ja wytłumaczę wszystko Zygfrydowi. No, to wszystko. Mam nadzieję, że bóg będzie nas miał w opiece - znowu wszędzie tajemnice...

Po odejściu Shyvany kapłan tłumaczy wszystko paladynowi, podtrzymując go na duchu.

(następnego dnia przygotowuję czar Boska Umiejętność, by oszacować wartość szmaragdu, ale czar rzucam z dala od Shyvany i (już po rzuceniu), proszę ją, by jeszcze raz mi go pokazała, gdyż jako gnom zachwyciłem się jego pięknem i chcę go jeszcze raz ujrzeć)

Ostatnio edytowany przez Terry Biggles (2012-04-14 11:07:57)


Nikt się nie spodziewał Hiszpańskiej Inkwizycji!

Offline

 

#45 2012-04-17 17:30:26

Olimpius

Administrator

Zarejestrowany: 2011-10-29
Posty: 25
Punktów :   

Re: Prolog

Nikt nie zgłosił sprzeciwu, co do pomysłu Kapłana dotyczącego łupów.  Wydawało się to logiczne i pomimo przepaski na oku Sługi Bożego załoga pokładała w nim największe nadzieje.

Przez kolejne cztery dni nic specjalnego się nie wydarzyło. Olijus chodził bardziej strapiony niż zwykle, a Tenori z obrzydzeniem spoglądała co jakiś czas w stronę Shyvany. Raz Veigar przeleciał na statek Calisto i po paru godzinach wrócił pogrążony w myślach.
     - Wiatr zrobił się już zimny a Olijus mówił, że w oddali dostrzega lodowe kry. - Stwierdził mag. - Do Luskan powinniśmy dotrzeć za trzy dni o ile nie będzie żadnych niespodzianek ale... - Veigar przerwał trzymając załogę w napięciu. W ciągu jednego dnia stracił większą część floty a wraz z nią przyjaciół, z którymi przyszło mu spędzić wiele lat nauki w Zakonie. Teraz został tylko on, Artilias oraz Calisto jako przedstawiciele Gildii a to mocno wpłynęło na morale załogi.. - Nieważne. Najwyższa pora skorzystać z ciepłych ubrań, które mieliście sobie kupić.

    Nieumarły, potwory morskie oraz piraci nie pojawiali się już od jakiegoś czasu co pozwoliło dojść do siebie niektórym osobom. Kapitan Bred nie był zwolennikiem długich podroży ale tym razem musiał przyznać przed samym sobą, że Tymora mu sprzyjała. Całą walkę „przy Palu” spędził walcząc z potworem który niepostrzeżenie wtargnął do kajut. Ciasne pomieszczenie nie służyło jego gabarytom ale i tak okazał się ciężkim przeciwnikiem.
    Bred spoglądał na płynący przed nim statek Kapitan Angui. Drewno Chultyjskie, ozdoby z bogatego Calimshanu i czerwone płótna z Tethyru. Kapitan Angua znana jest na północnej części Morza Mieczy ze swojej ciemniejszej strony życia. Wielu podejrzewa, że brała udział w uprowadzeniu Gnoma z Lantan zmierzającego z misją pokojową do Amn. Pod sztandarem Zhentarimów i z kilkoma innymi morskimi zbirami miała zaplanować całą akcję a w nagrodę otrzymałaby Lantański statek. „Chyba sam bym się skusił” - Przemknęło przez myśl Bredowi. Inne źródła mówią, że Angua padła ofiarą spisku Lordów Piratów po tym jak porzuciła swoją karierę łupieżcy morskiego. Amn wydało za nią list gończy i udawało jej się unikać wymiaru sprawiedliwości przez kilkanaście miesięcy. Wpadła niedaleko Watterdeep w nieznanych nikomu okolicznościach. Zakon uprosił Radę aby nie wydawała jej w łapy Amn, a w zamian za udział w  misji Zakonu ma otrzymać pozwolenie na swobodne pływanie po Morzu Mieczy w obrębie granic Wattedeep.
    - Ona nas nie zdradzi.
    Bred podskoczył. Veigar stał za nim przez cały czas i również wpatrywał się w „Wilkołaka morskiego”. Na sobie miał przydługie futro z brązowego niedźwiedzia ale jego głowę wciąż zdobiła fioletowa tiara.
     - To „były” pirat. Tego nie można po prostu porzucić. To styl życia.   
     - Mówisz tak, jakbyś wiedział coś na ten temat. - Powiedział zaczepnie mag poprawiając nakrycie głowy. - To, że Kapitan Angua była piratem na usługach Lordów z Luskan to chyba „najnudniejsza” tajemnica jaką posiada.
     - To znaczy?
     - Widzisz szwy na czerwonym materiale z Tethyru? Kiedyś były to ubrania magów, którzy postawili sobie za cel schwytanie i doprowadzenie jej przed sąd. Rzadko się zdarza aby zasadzki tak szanowanej organizacji się nie udawały... a jednak. Nie słyszałeś o tym, prawda? Czerwoni magowie nie lubią się tym chwalić.
     Bred nie odpowiedział. Starał się oszacować ile szat potrzeba na zrobienie płótna okrywającego cały mostek.
     - Miejmy więc nadzieję, że załoga „Wilkołaka Morskiego” okaże się równie skuteczna w walce z całym Luskan jeśli do tego dojdzie.
     - Nie dojdzie. Artilias rozmawiał z Anguą... Jest pewna droga, która prowadzi prosto do kryjówki przywódcy. Powinno się udać.
     Bred wyciągnął swoją fajkę i resztki ziela, które otrzymał na początku wyprawy. Ustawił na sztorc kołnierz w skórzanej kurcie i zapalił tytoń.
     - A co jeśli się nie uda?
     Veigar zdawał się go nie słyszeć. Wpatrywał się jak zaczarowany w burtę „Wilkołaka”. Po chwili odwrócił się na pięcie i zaczął iść w stronę zejścia pod pokład.
     - To, że Kapitan Angua pokonała ponad dwa tuziny Czerwonych Magów, to „prawie najnudniejsza” tajemnica jaką posiada.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

     - Popłyniemy dalej na północ i spróbujemy opłynąć górę lodową! Będziemy jeden dzień drogi dłużej w podróży ale dotrzemy bezpośrednio do celu.
     Na środku pokładu stał Veigar z Bredem otoczeni przez załogę, tłumacząc dlaczego zmienili kurs.
     - Podobno na zamarzniętym pustkowiu mieszkają dzicy i nieumarli pod dowództwem lisza a niektórzy mówili też o diabłach!
     - Demonach... Zgadza się... KIEDYŚ zamieszkiwali daleką północ ale ci pamiętający historię powinni wiedzieć co się z nimi stało. Padli ofiarą pewnego artefaktu, który spaczył mythal. Mniejsza z tym... Dzicy to rozproszone gromady głodnych, niezorganizowanych prymitywów. Poradzimy sobie z nimi.
     - Co jak już dopłyniemy do kryjówki herszta?
     - Pojmiemy go. Ważne żeby został wzięty w niewolę. Musi zostać przykładnie ścięty w murach Watterdeep.
     - Czyli będą dwa przykładne ścięcia w Watterdeep. - Dodała Tenori patrząc znacząco na Dyplomatkę. - Czy jest jakaś nagroda kiedy jest się wygranym powodem?
     - Jeżeli chcesz miejsca w pierwszym rzędzie, to zrób coś głupiego. - Odciął Veigar. - Gwarantuję Ci wtedy, że będziesz miała okazję dotknąć topór kata... karkiem. Kapitan Bred jest do waszej dyspozycji w razie jakichkolwiek pytań... a  ty Terry pozwól ze mną na bok.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Po jedenastym dniu podróży góry lodowe przestały już być jedynie cieniem na horyzoncie i teraz Olijus z niezwykła precyzją mógł określić kierunek żeglugi. Elf czuł się zadziwiająco dobrze jak na takie warunki i czasami wychodził nawet bez płaszcza na pokład. Jego dyżur na bocianim gnieździe trwał praktycznie większość dnia i nocy ale wcale się na to nie uskarżał. Wciąż z uśmiechem na ustach pokrzykiwał z góry wskazówki do sternika, żeby nie doszło do kolizji z lodowymi głazami, a od czasu do czasu dało się słyszeć jakąś elfią rymowankę.
Tenori była rozdrażniona nawet jak na swoje standardy i dawała o sobie znać każdemu, kto chociażby krzywo na nią spojrzał. Najczęstsze obelgi padały pod adresem jej obrońcy, który sprawiał wrażenie przyzwyczajonego i machinalnie skłaniał się przepraszająco.
Shyvana unikała Tenori jak ognia... Nie chciała kolejne awantury lub dziecinnego wypominania swoich czynów. Właściwie to pojawiała się na pokładzie tylko wtedy, kiedy poprosił ją o to Veigar, Bred lub Terry. Resztę dnia wolała spędzić w mało przytulnej ale cichej kajucie.
Zygfryd nie był zbyt rozmowny a myśli wciąż zaprzątał mu kamień, który jakimś sposobem pojawił się w jego plecaku. Pomimo niepewności z jakim przesłaniem ktoś mu go podrzucił starał się być optymistą. "Może to zwyczajne nieporozumienie?".

Dwunastego dnia, wczesnym rankiem na kołyszącej się "Widmowej Łodzi", wszystkich zbudził krzyk z bocianiego gniazda. Stukot obcasów na pokładzie nie ustawał, co zmobilizowało załogę w kajutach do szybszego zebrania się.
        - Zamarznięte pustkowie! Lodu na kilkaset metrów! Nie przepłyniemy tędy... - Zakomunikował Olijus ze swojego stanowiska. Załoga krzątała się po pokładzie chowając żagle aby zmniejszyć prędkość statku.
        Veigar skomentował to krótkim "Kurwa" i pogrążył się w myślach. Nie było już czasu na opcję z portem w Luskan. Załoga mogłaby to obrać jako słabość choć większym problemem były zapasy, które wydzielane przez Kapitana topniały w coraz szybszym tempie... Mogły się skończyć zanim dobiją do jakiegokolwiek portu.
         - Wyrównajmy do Angui i poleć zrobić to samo Calisto.
         Bred jedynie kiwnął głową i wydał stosowne polecenia załodze. "Wilkołak morski" opuścił kotwicę i przygotował dwa improwizowane trapy, żeby bezpiecznie można było przejść z jednego okrętu na drugi.
         - Zygfryd, Bred, Tenori... Za mną.
        Nie tracąc czasu cała czwórka przeszła na sąsiadujący statek. Pokład "Wilkołaka" był naprawdę kunsztownie wykonany, co nie umknęło uwadze zazdrosnego Breda. Kapitan Angua czekała na gości w towarzystwie dwóch, podobnie ubranych jak ona, wojowników z czego jeden trzymał sporej wielkości skrzynie. Hełm oraz napierśnik zdobiła mała pozłacana korona i wilk, natomiast rękawice bojowe i nagolenniki nie różniły się niczym szczególnym od tysięcy podobnych im asortymentów. Białe włosy Kapitana "Wilkołaka morskiego" sięgały za ramiona zasłaniając coś w rodzaju obroży na jej szyi. Oczy ziały śmiertelną powagą być może z powodu szarego koloru tęczówki albo ogólnej aury bijącej od jej osoby. Co dziwniejsze nie miała przy sobie żadnej broni a jej kompani i tak wyglądali jakby cały czas dysponowała czymś w rodzaju palca śmierci.

http://img816.imageshack.us/img816/6449/angua.jpg


Po drugiej stronie właśnie wkraczała  Calisto trzymająca w ręku kostur o ciekawym zwieńczeniu.
        - Ty jesteś Bred? - Zaczęła Angua beznamiętnym głosem.
        - Kapitan Bred. - Poprawił. - A ty jesteś...
        - To ciekawe, że nasze drogi skrzyżowały się po raz drugi. Można powiedzieć, że spotkanie podobne a jednak tym razem jesteśmy po tej samej stronie.
        - Wybacz ale nie wiem o czym mówisz.
        Angua zaśmiała się, co bardziej przypominało szczekanie psa niż kobiecy rechot. Uśmiech z jej twarzy teraz nie znikał i wcale nie dodawało jej to uroku.
        - Może to i lepiej.
        - Korzystając z magicznej mocy przedarcie się przez tą "krę" zajmie nam co najmniej tydzień. Moje zapasy wyczerpią się za około pięć dni a nie mam ochoty głodować. - Calisto przeszła od razu do rzeczy. W Zakonie znana była ze swojego chłodnego podejścia do spraw i skutecznego ich rozwiązywania. Tym razem nie podała rozwiązania, co trochę zmartwiło Veigara. Angua pociągnęła nosem i z lekkim powarkiwaniem wypuściła powietrze.
        -  Artilias śpi ale nie sądzę, że znajdzie jakieś rozwiązanie z tej sytuacji. Sama chwilę nad tym myślałam i doszłam do wniosku, że najszybciej będzie jak użyjecie tego. - Angua podniosła palec i wycelowała nim w żagiel.
        - Słup ognia, który użył Artilias w starciu z Berydonem. Bez problemu stopiłby spory kawał tej przeszkody.
       - To prawda. - Potwierdził Veigar. - Tylko, że ten słup ognia bije równolegle do pokładu statku a jego zasięg jest mocno ograniczony. Nawet gdybyśmy użyli poziomu trzeciego z "Widmowej Łodzi" i "Wędrowca", wciąż mielibyśmy kawałek do zniszczenia.
        - Jest pewien sposób. Gdy Artilias odpalił ten słup, a ten przez ścianę mocy wywołał falę uderzeniową, nasz mag stracił równowagę. Przypominam, że byliśmy wtedy także pod wpływem poziomu "któregośtam" przez co unosiliśmy się w powietrzu. Gdy Artilias poruszył tym kawałkiem drewna w ręku cały statek energicznie obracał się w tym kierunku, który wskazał a słup ruszał wraz z nim. Jakby użyć...
        - Wiem już do czego zmierzasz. - Wtrąciła Calisto. - Chcesz zużyć jedyny zasięgowy atak statku i jedyny sposób ucieczki w razie otoczenia przez wroga, żeby skruszyć trochę lodu. To szaleństwo i idiotyzm.
        Stojący blisko Kapitan Angui mogli usłyszeć ciche powarkiwanie.
        - Podoba mi się ten pomysł. - Rzucił Veigar. - Jednak wciąż zostanie kawałek lody do przebicia. Co z tym fantem zrobimy?
        Angua przywołała gestem załoganta ze skrzynią. Ten usłużnie postawił ją przed zebranymi. Kapitan otworzyła ją kopniakiem i wyjęła jeden z kilkunastu kilofów.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.shaman-king-forever.pun.pl www.fanidredwerkz.pun.pl www.reddragonjaroslaw.pun.pl www.ogamesas.pun.pl www.punxnskins.pun.pl